Stopień zapylenia
Dodane przez ElminCrudo dnia 30.06.2010 14:36
Z pierwszego stopnia, mamo, podnoszę rdzę
po guzikach wyrwanych z mundurów, gubionych
w gruzach i pyle, między resztkami materiałów,
które w bezsenne noce znajdowałaś w kamieniach,
w zadeptanej darni, gdy szeleściło nieme o wielkich,
o bardzo smutnych i głodnych oczach. Skurczone
tuliło łysą głowę do tłumu cieni. Podnosiło ręce do góry,
na zawołanie i w każdą niepogodę, oddawało buty.
Pamiętam, mówiłaś ciszej o sztachetach i rozbijaniu.
Oglądałaś się za siebie, chyłkiem, tak niepokojąco
wstecz, bo za setnie wyszeptane: za lasem, za ulicą
wybrukowaną kostkami z pobliskiego kamieniołomu.
Od tego patrzenia jeszcze raz zapalały się koszule,
szybko topniały dachy ze słomy, malwy i ściany.
Pobielane bale przejmował wrzący podmuch, ktoś
zamieniał domy i kościoły w urny, a ludzi w słupy.
Wiem, długo wychodziłaś z ziemianki, a przez bruzdy
przyczołgał się wychudzony mężczyzna-chłopiec.
W kieszeni połatanych portek ukrył kawałek ośródki.
Karmił okruchami jutrzejszy, i następny świt bez lęku.
Prawie uwierzyłaś w cały dom z odzyskanych cegieł.
W to, że można wyjść za zeszyty z pakowego papieru,
za węzełek z koca. Pozbyć się pluskiew, czmychnąć
z ruin za zamek, do którego para kluczy leży na stole.
Chciałaś doczekać zachodu jaśniejszego od wschodu.
Głucha na bogaty repertuar odmiennych pieśni omijałaś
żywioł rozpędzony w pochodzie. Po swojemu czekałaś
na zgubione guziki, że wyrwą się z pętli, wyjdą z ziemi.
Mój pierwszy stopnień, mamo, jest przy tamtym stole,
gdzie dwa krzesła "każde z innej parafii", gdzie łączenie:
zastanego - z gołymi rękami, z zakasanymi rękawami.
Zaczynam się na poddaszu pod trochę obcym niebem.
Z.G. 30-06-2010