Przez szybę
Dodane przez Tomasz Biazik dnia 02.09.2010 08:48
Rozkołysała się ziemia, struchlała od huków.
Wciąż spowita wśród dymów i wystrzałów.
Czasy takie, że bez wojny dnia nie ma,
Przyzwyczaj się do zapachu prochu, pomału.
Ten jej ruch wokół osi, wielu się urywa.
I nie raz jest już dla nich ostatni.
Pokolenia dziś nowe o pokoju nie mówią.
Już w kolebce pod materacem, granaty ukrywają babki.
Pamięć, długo, wspomnienia piastuje.
Posiekani, pobici, rozszarpani, spaleni.
Wciąż się mścić za morderstwa potrzeba.
Kiedyż, skończycie się torturować na ziemi?
Nie wybacza nikt nigdy, krzywd ani gwałtów.
Wokół, jest tyle boleści i rozpaczy.
Cóż, że milion aniołów wyrośnie.
Zawsze znajdzie się jeden, co całą ich miłość wypaczy.
Kartą mocną, dwustronną, każdy życie rozgrywa.
Z jednej strony radość, z drugiej zgryzota.
Piekło z niebem się ściera. Miłość ginie od ostrza.
Po dniach słonecznych, następują chmury i słota.
Żywi tańczą w amoku, a zmarlaki w całunie.
I szkliste ich oczy, przez okno wzrok przeszywa.
Wy czas wesela chcecie święcić,
A w ich świecie, wciąż, nowych zabitych przybywa.
Ofiary tych walk nieustannych,
Z kulą w głowie, z raną od miecza,
Wciąż wędrują gdzieś w zaświatach,
Zanim, je zbawi, jasność wieczna.
Snują się cierpiące dusze,
Zanim dotrą do bram raju.
Często, zapomniane całkiem,
Na modlitwę twą czekają.
Żyją obok, w mrocznym świecie.
Zdane na nas, nie na siebie.
Są spóźnione nieraz wieki.
A dawno, powinny być, w niebie.
Pojawiają się więc czasem.
Delikatnie, znaki dają.
Do domostwa się przybliżą.
Stoją, patrzą i czekają.
Grzywę końską, zmora splecie.
W studni, wiadro duch zakołysał.
Puszczyk wyśledził je w ciemności.
Pies się spłoszył. Też usłyszał.
Tu mężowie z różnych epok.
Nie tylko w boju pobite.
Są, wisielce i utopce.
Żony i panny. Całunem zakryte.
Może znikną dziś na zawsze?
Wracać, nie będzie powodu.
Ktoś modlitwą je wybawi?
Zaprzestaną wnet pochodu.
Delikatna szyba, mgiełka,
Rozgranicza oba światy.
Martwy, zimny, pełen cierpień,
I ten żywy, barw bogaty.
Lekki obłok, duszy drgnienie,
Gdy opuszcza nagle ciało.
I to wszystko. Wspomnień garstka.
To co z wszystkich nich zostało.
My, się z nimi nie widzimy,
Oni, wciąż nas podpatrują.
Wszystkie nasze poczynania,
Chciwie chłoną i notują.
Lecz za późno, już się nie da.
Wrócić do nas, w żywych grono.
Nigdy spotkać się nie uda.
Lodem światy przedzielono.
Tylko, ciepłe słowa wskrzeszą,
Ciemności nieprzeniknione.
Tak, dwie strony życia, różne,
Nigdy jeszcze niezgłębione.
Te upiory, widma, zjawy,
Rzadko świat swój opuszczają.
Czasem przyśnią nam się w nocy,
Czy wieczorem nawiedzają.
Niespodzianą swą wizytą,
Tak poruszą nas i wzruszą.
Czymże są ich odwiedziny?
Kołatającą do drzwi duszą?
Każde nowe ich zjawienie,
Tylko umysł twój zaprószy.
Jedni są, co ich nie widzą.
Inni, słyszą skargę duszy.
Weselnicy się zebrali.
Tańczą hucznie, w izbie gwarno.
Dziś wesele wielkie we wsi.
A za oknem, zimno, czarno.
Kotyliony ich stubarwne,
Z tańczącymi wciąż wirują.
A pod oknem, zjawy w bieli.
Oczy, szybę wskroś świdrują.
Dziewki zmarłe, co w połogu,
Ducha swego już oddały,
I z dzieciątkiem swym tu przyszły,
Żywych świat obejrzeć cały.
Blade milczą, zapatrzone,
Gdzie cekiny, gdzie żupany,
Tam, nie jeden, tancerz dzisiaj.
Tam, nie jeden, ich kochanek.
Żywych świat, wiruje w barwach.
A ich, w smętku i żałobie.
Żywi naprzód wciąż ze słońcem.
A upiory niosą trwogę.
Oba światy obok siebie.
Zmarli, żywych podpatrują.
I ku znanym sobie miejscom,
Często nocą doń wędrują.
Skryci w cieniu, w swych kryjówkach,
Modlitw czekają różańca
Łatwiej wtedy im zatańczyć,
W rytmie upiornego tańca.
Chcą nas ostrzec, coś wyjaśnić,
Może odkryć swoje plany.
Lecz, do końca, to nikt nie wie,
Jak naprawdę jest z duchami.
Kiedyś w czasach już zamierzchłych,
Dawnych, że aż zapomnianych,
Pamiętali o nich żywi.
Jedzenie im zostawiali.
Ludzie byli mniej zachłanni.
Może nieco wolniej żyli,
Serca więcej też dla innych
Chętnie więc się nim dzielili.
Zabiegali o ich względy,
O opiekę i przychylność.
Zostawiali chleb i ziarno,
Owoce i różną żywność.
By strudzeni w swej podróży,
I w niezlicznych drogach wielu,
Mogli się posilić nieco.
Nabrać sił i dojść do celu.
Dziś, niewiele pozostało
Z tamtych czasów, w ludzkiej jaźni,
Nikt o nich dziś pamięta.
Mało kto chce ich przyjaźni.
Nie zabiega o ich względy.
Wątpi w moc. Nie trzyma sztamy.
Niewygodne to dziś gusła.
Duch, nie jest, mile widziany.
Nie skrada się, bo i po co,
Gdy człek go nie potrzebuje.
Może jednak ktoś go zoczy,
Gdy przez szybę się wpatruje.
W samolubnym naszym życiu,
Już nie ujrzysz dzisiaj zmory.
Lecz, gdy westchnie czy zapłacze,
Może zwidzisz ją wieczorem?