nie-bajka dla bajdurnika
Dodane przez ElminCrudo dnia 16.12.2010 16:55
czasem pomaga skupienie na pojedynczych aspektach
z wycinków świata wyjawianego z bezcielesnych przestrzeni
gdzie uczynione i przyjęte istnieje tak bardzo prawdziwie
jak bardzo wpływa dotyka realnie i zakleszcza od środka

czucie nie może być innym niż wypadkowa ułamków w niszy
gdzie niewidocznie tworzy centrum parkietu sklejonego z klepek
co nie daje oparcia chociaż pomaga sile woli w przekształceniach
do prawie prosperowania w wydzielonym niebycie na skraju życia

mógłbyś być twórcą czasu i miejsca gdybyś istniejąc chciał umieć
łączyć siedem dni w długie dziesiątki lat i nie sprowadzał siebie
do wchodzenia w obszary nieznane w perukach i togach z młotkiem
nie torował przejść klepsydrami nie był pionierem w kogoś usypianiu

albo dać niepodważalne świadectwo spokojnych zastanowień
gdybyś nie uzależnił się od pasowania w lustra i odbicia zgromadzonych
którym zapodajesz wiele kwestii łudząc się ich uwagą na wysłuchanie
kolejnego gaworzącego z wiarą w pewniki i nośność wykładanych zdań

czy też nauczyć się mieć zrozumienie dla inności istnienia tuż obok
i dla tego że zawsze doświadczasz poprzez czerpane z własnej głębi
z osobistego przebywania jako osobliwości osadzonej jak każdy człek
w osobnym trwaniu w czasie wspólnym dla ogromu zaszłości zderzeń

stąd dzielą nas lata ujmowane w daty i niemożność dopowiadania
o chłopcu któremu smakowały krążki gruli rzucane na gorącą blachę
który utrwalał ognisko na kartoflisku i pierwszy pocałunek pokrzywy
co miało się nijak do rodzącego się w marcu dziecka z poddasza

różni nas nawet szczerość toastu abyśmy zdrowi byli i doczekali
co ty łykasz na rozgrzewkę po przechadzkach przez mroźne i kłujące
powietrze a tego w przestrzeniach dużo więcej niż przypuszczasz
niż zauważasz że wtedy nie piję nie łykam nie oddycham nie śmiem

i płot bo w tobie ma prawo pozostać sztachetami z gliniakami w słońcu
a dla mnie jest siecią ok przez które patrzę na biegnącego człowieka
na jego węzełek na prostych plecach do kształtnych nóg rąk i języka
jakie kpiarsko wykrzywia w spektaklu przeznaczonym dla jednego widza

chyba nie poznałeś łóżek w placówkach o oknach z kratami bezpieczeństwa
a wrośnięty w matulę i ojczulka nigdy nie wyłowisz z pamięci specjalnych min
z granic pedagogicznego sadyzmu pokrywanego pozłotami wywiązania się
z pracy przy obróbce dziecięcego materiału ludzkiego powierzonego opiece

nie zobaczysz zimno-szklistych jupiterów nad cięciami rysowanymi na skórze
świadomej dziesięciolatki rozciągniętej nago na chłodnej ceracie jej przeznaczenia
i bezceremonialnie pstrykanej paznokciami w żyły pochowane za troki bandaży
przed załogą w maskach która szczękając żelastwem pieprzy o locie Gagarina

może pisałeś wtedy swój pierwszy wiersz a ważne sprawy szesnastolaka
miały chabrowe oczy koleżanki z podwórka i wstydziłeś się powiedzieć
o kwiatostanach kasztanowca o ustach lśniących jak łupinki świeżych bazi
o zapachu jaśminów który przeciekał przez niciane ząbkowania zazdrostki

możliwe że już dbałeś o świerki na skraju lasu i obiecywałeś sobie dąb
silniejszy od odczyniania babek przed złymi urokami i wyższy o niebo
od wszędobylskich lip czy spróchniałych iw przy jakich cienie i licha
plątały za miękkie odrosty rzucane wiatrom i sekatorom pod zacinanie

może bierzesz się z legend o zdrowym ciele w którym zdrowszy duch
bajdurzy o konikach garbuskach ale w szpotawość stroi jedynie starców
pod łagodną mądrość upływania z jakiej ślą uśmiechy trupie karzełków
i między koziołki fikane ku uciesze dziatwy z panem i z panią z talią

może z ludowych porzekadeł o dopustach o pokaraniach boskich które
od wieków znajdują zasiedzenie i są niepisaną modłą do osądzania
złego jakie musowo tkwi w kuli i w ułomnym jakie wylezie zeń ani chybi
więc rączki krzepkich potomków chronią zawijki kokardek na odpędzenie

niewykluczone że syty spoiw z domu i rodziny cierpisz dostatek tego
co ludzkie i nie obce o czym nie trzeba nawet wspominać bo wciąż jest
niewypowiedzianie tak trwałe że zapominasz kompletnie o prostej miłości
przyczynie i zaraniu twojego świata i twojej siły na światy odmienne

bardzo kochałam Niobe dla której przecież umarłam jako normalne dziecko
i stałam się obciążeniem wózka kneblem na radość z drzazgą w oczach
kurkiem od gazu odkręcanego zbyt wiele razy by chcieć wszystko zliczyć
upartym życiem które nie schodziło inaczej niż do punktów remontowych

słuchałam jej tak jak ty słuchałeś swojej matki przez melodie kołysanek
wierzyłam w Niobe ale nie umiem powtórzyć modlitw i mylą mi się święta
rozumiałam kobietę w jej nigdy nieutulonym żalu za bezpowrotnie utraconym
a kiedy pochowałam nie wiedziałam i nadal wiem co mam czuć i jak płakać

dlatego czytam wiersze o ludziach zasypiających za zamarzniętymi szybami
i nie zastanawiam się ile kalorii pochłaniają chwile odchuchane z chłodu
dlatego piszę swoje do tych zapadających na zimowe myśli o przesileniach
kiedy topią się w środku bałwany i zwykłe słowa zostają przebiśniegiem

zawsze przypadnie nam inna miara koloru dla ciepła rozlanego z wyobraźni
inaczej wypłowiejemy w ramach akwarel na nie tych samych płótnach
innym węglem zaznaczymy na jasnym każdy dzień i noc kalendarzową
które jednako zaglądną we wnęki okien z roślinami w donicach przy szybie

możesz bez końca o królowej śniegu a nawet drążyć w dyniach karawany
i utrzymywać siebie z rozkładania bajek sprzedawać własne o skromnym poecie
co w talenty oprawia biedy obcych matek a ich dzieci grzebie jeszcze za żywota
dla mnie zostaniesz górą ściętą lodem w której ciosałeś kryształową trumnę

nie tobie panku zdzielać przez łeb wersem
choćbyś najpiękniej obcej śmierć przepisał
bo między nami lata żucia życia
bo między nami niepojęcia rysa
i wszystkie moje strachy braki grzeszne
do których nic masz by w nie pchać paluchy
by wieszczyć komu godność klecić wiersze
więc zostań w zdrowiu mistrzu głośno-głuchy


Zielona Góra 16-12-2010 r.