Z cyklu "Powroty"
Dodane przez Magrygał dnia 16.05.2017 08:28
Wierząc w stabilność rzeczy,
w niezmienność krajobrazu
wyłaniającego się ze zwojów
świtu w równych odstępach
podzielonej doby,
na brzegu wznosiliśmy kontur
miasta, by ukryć drżącą nagość
i w kamieniu wyryć nagrobne 
słowa, bezwiedni, wciąż więcej
piasku niż wody mając pod 
stopami.
Już tylko nic i ucieczka rzeki,
suchość dna w klepsydrze 
palców do ostatniego ziarna
przesypana, na wargach ślad 
kropli drążącej pozornie trwałe
warstwy skruszałego iłu,
oszalałe ptaki unoszą się
nad zarysowanym w locie
szkicem widzenia.