Spotkałem ducha
Dodane przez Janusz dnia 31.07.2018 00:31
Swego czasu, surfując w necie, natknąłem się na interesującego bloga. Po pierwszych wymianach myśli z jego właścicielem sądziłem, że to jeden z tych nawiedzonych poetów, poszukiwaczy sensów i paradoksów, dla których słowo znaczy więcej niż faktycznie znaczy. Dopiero później nabrałem podejrzeń, że to duch w doskonałej ludzkiej masce. Po jakimś czasie okazało się, że i on uważa mnie za ducha, udającego człowieka - muszę przyznać, że trochę mu w tym pomogłem. Zabawne qui pro quo...
Moje wątpliwości co do jego prawdziwej natury pojawiły się, kiedy w Dzień Zaduszny napisał do mnie:
Westchnienia z domu umarłych
dobywają się spod ziemi i mglą
osiadają na liściach i rzęsach -
jesteśmy braćmi przymierza śmierci.
Żeby rozproszyć wszelkie wątpliwości, w półżartobliwej formie zaproponowałem mu kontakt w realu:
Czas na spotkanie w domu ponurym,
niech promień słońca przebije chmury.
Porozmawiamy o starych dziejach
i zapomnimy o smudze cienia.
Wtedy napisał te oto słowa, które upewniły mnie o słuszności moich podejrzeń:
Spotkamy się o zwykłej porze
w rzece świateł - jak co roku.
Na twoich oczach z kamienia
złożę biały kwiat
swoje myśli w imieniny śmierci.
Teraz już nie miałem żadnych wątpliwości, że i on uważa mnie za ducha. Napisałem mu, że przejrzałem jego prawdziwą naturę, że wszystko wiem. Nie mając już nic do ukrycia, ujawnił mi swój poemat "Rozterki po życiu", z którego zapamiętałem tylko początek:
Zamknięty w świecie swoich myśli
przecież wychodzę jakoś na zewnątrz.
Mogę przeniknąć się z innym duchem
albo pozostać całkiem samotny
z natrętną świadomością
obecności człowieka.
Długo nie ujawniałem przed nim swojej prawdziwej, ludzkiej natury. Dla niego byłem duchem, ze mną nie czuł się samotny. Bo samotność dla ducha, podobnie jak dla człowieka, jest nie do zniesienia. Jeszcze nie tak dawno przywitał mnie słowami:
Paź królowej nad moim schronem
przebudzony promieniem o poranku
zamachał skrzydłami na dzień dobry -
przesyłam ci ich radosny powiew.
Nie napisałby zapewne tak pogodnych wersów, gdyby nie traktował mnie jak brata.
Niestety, zdarzyło się, że wypowiedziałem nieostrożnie jakieś słowo, po którym zorientował się, że nie jestem duchem. Spojrzał z bezgranicznym smutkiem w moje wirtualne oczy, odwrócił się w milczeniu i odszedł w głąb Mlecznej Drogi. Nie wiem, co się z nim stało. Może potknął się o niewidoczną krzywiznę w czasoprzestrzeni i wleciał do jakiejś czarnej dziury? Albo pobłądził i dryfuje na orbicie którejś z gwiazd? Wciąż jednak wierzę, że kiedyś spotkam go ponownie i wtedy wyjawi, co to było za słowo...