Wołałbym dzień stracony, bez wiersza. - Ostatni cykl.
Dodane przez Grain dnia 29.11.2018 23:04
Wododział

Miałem coś z taką jedną. Najlepsza
koszula schła jak latawiec.
Byłem gotowy na wszystko:
udzielenie azylu przez kład wampira
i aniołów ze szlaczków poezji rozdeptanej.

Zatrzymuje mnie obieg wody,
przeciekam przez oczy w podłoże,
bez wyselekcjonowanej dominacji
na grubości ziarna, do innych
przy porastaniu.

Pędzony mieszanką suflerek
ojców, Maqueza z nutkami muzyki
i transfuzją milczenia, przywykłem
do mleka mgły.
Złodziejki i rozdzielnika poranków.


Skrzypłocz podłączanie do sieci

Miała mnie.
W ustach z jęczmiennym słodem byliśmy zgoninami,
z zaprószonym pozalichtarzowym światłem.

Naciekała fiaskiem impresji i taki był początek
laboratorium niejednego wiersza w rozruchu,
po wypiaskowaniu świec.


Sepfilos - uczeń szambonurka

W jakim momencie Peru się tak skurwiło - M.V. Llosa

Infantylność to odpowiedni poziom pobudzenia do prokreacji
i rekreacji. Nawet w przypadku suchości pochwy,
bezradności Excalibura i innych doradców obecności
smaku, węchu, wygody i pozostałych, z progresywnego wielopaku.

Na zaciętych płytach tektonicznych jestem wystarczająco perwersyjny.
Jeszcze jeden nośnik pamięci, umoczony w napięciu podskórnym.
A ty się młody ucz do żywych kultur podpuszczki dobierać
klucz albo brechę.


Grzęda Sokalska

Wesele było, jak na Budynin w normalnym
bizantyjskim stylu. Po kosztach
gruntu, w sam raz na siedlisko. A ślub
w dawnej cerkwi. Jednej z wielu bez gwarancji
ikonostasu na wieczny pokój: łatwopalny,
stłumiany zielskiem na cmentarzach.

Siostry znowu przezimowały,
z tym co wzeszło na pierwszej miedzy.
Rozsiewamy się kośćmi po świecie.

Na tym darze najżyźniejszej ziemi,
znowu wyludniają się wioski,
zostaje chwytność rąk starych ludzi,
nie tylko do zbędnych już wideł i motyk.

Dopilnowana, odprowadzona,
w szpalerze żywotników
jeszcze dogląda nas i okolicę.


Kawa z eklerką na lodzie

Kiedy jeszcze nie ćmiło ścieranie etycznych ósemek,
dziewczyny różnił inny naciąg pasmanteryjnej gumki,
i linie papilarne były nie do zdjęcia. Okazjonalnego.
Pośród roztopów pogórza łonowego i zdejmowania szwów,
uwiązany wielorasowiec strzegł tylko przedpokoju ducha.

Haftki zrefowały koronki i intencje ostrokątnej spekulantki
z dwiema czubajkowatymi miarkami pszenno-buraczanej
podaży i wytłoków - na haust krótszy niż wypicie kawy.
Można powiedzieć, że nie uszczuplił cukierniczki:
rozbywały się w górokształcie usypowej klepsydry.
Ułożone z glazurą, w innych fugach.


Panno na wydawaniu

Bez zawodu, po przysposobianej obecności w kilku słowach.
W wymiatających sukienkach obrębiłaś lewoskrętną papilarnością,
nieodczytane życie. W nieczułości klisz.
Nawet wczorajszej nocy była burza. Na horyzoncie
ciągłe spawanie w suficie.

Przecieka świt, kolejny dzień. Układam się z echami i nieistotną resztą,
żeby zdążyć z sobą i wyciągnąć cię z tego z punktu repasacji babiego lata.


Opór niewłaściwy

Roczniki po wspólnej asymptocie niektórych funkcji pewnie przewinięte.
Słońce na corocznym cyklu kwasoty lirykobrania.
W solarium poprawki ze wzdychania nowalijek do ogonka w nowiu.

Byłem poniżej paznokci pod worki ziemi kwiatowej,
do podkaszania trawy i odrostów niedosytu. A ty sezonujesz na balkoniku.
Przypiętko od zapowietrzonego czasu i nominałów pamięciowych.

Jest dobrze. Bywa, że wiosna rodzi do zapomnienia jeden żal więcej,
liści niewykształconych do prześciółki.
Nie było rzezi a my doprowadzeni do nadmiaru znieczuleń.


Miłość w czasach konkurencji WKKW


Według zasad prawidłowego bicia żony w nowiu,
nigdy ciebie nie kochałem.

Jaki jest koń. Każdy widzi, z pominięciem kłębu. Niestety.
Potrafisz utelepać. I z filozofii drogi. Pogubionych
w klepkach beczek z piwem, zakiwanych przed telewizorem,
w zasięgu packi na motyle.

Czyż nie dobija się biegunów huśtawką po pasażu.