Niedziela w Matemblewie
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 00:00



Milkną demony - dzień staje się czysty

jak święta woda w źródle pod skałami

skąd pieszo schodzą w dolinę kobiety

każda z przejrzystą choć pełną butelką

z ran wybawieni ulepieni z gliny

na nowo pieśni dziękczynne śpiewają

bo co pragnęło ich w sobie uwięzić

jak pęcherz świński nabrzmiało i pękło

próżne przekłute skalpelem modlitwy

wodą sączoną małymi ustami

które na wzgórzu o świcie pomieścił

czuły gospodarz nad niebem i ziemią



zwycięzca śmierci piekła i szatana

opiekun chrząstek w naszych miękkich łokciach

niebieski pasterz - więc nie ma powodu

bać się narzekać liczyć swych upadków

woda i kamień w rynience na skałach

młode małżeństwo z trojgiem małych dzieci

właśnie wysiada ze skody: No otwórz

Jasiu ten bagażnik to się wyjmie bułki

i kocyk dla Ani - tu głos się urywa

w oceanie zwinnych szeleszczących liści

lecz za moment zbiega z wysokości schodów

sprzed figury Matki: Ładnie się pomódlmy



język który szuka głos który wyprzedza

rozwiązują się usta po drugiej stronie mowy

woda poświęcona w dawnych przepowiedniach

znowu płynie w gardle każąc językowi

szeptać: Zdrowaś Mario - Pod Twoją obronę

ładnie się pomódlmy za wędrowne dusze

płyną łzy po twarzy panu w białym fordzie

i chyba się w końcu uzbiera na burzę

coraz głośniej szumią liście w Matemblewie

po mszy świat jest prosty i dobry tym bardziej

prawdziwy jest: ona je karmi pod drzewem

a on ich zasłania przed ludźmi i wiatrem