o pływaniu
Dodane przez mimowolnie dnia 02.10.2008 15:19
Myślisz, że świat już umarł,
Roztrwonił piękno,
Że ten tramwaj jest widmem, cielęciem w rzeźni,
Albo kaszlem skulonego gruźlika pod gorącym parapetem,
A zieleń złudzeniem barwy,
Cierpkim jak mała gruszka podniesiona z kałuży.


Dariusz Świderski


nie mam znajomego szamana, który mógłby mnie wyleczyć
przez nacięcie skóry na skroni i wyssanie złego ducha.
droga perspektywicznie zwęża się przede mną i zasługuje
by ją nazwać koleiną. cofam się z wielkiej wody, daleko
od Singapuru, który jest mi obcą krainą, jeszcze dalej
od Czarnego Lądu, który pozostanie tajemnicą, daleko
za siebie
,

przepływam przez estuarium. jestem drobną papierową łódką,
trochę poprzecieraną na zagięciach. rzeka zmieniła kierunek
biegu, wszyscy w końcu wracamy do korzeni. różnymi drogami,
niektórzy wpierw uczą się chodzić, inni nie zdążyli.
czasem za uchem mam kakofonię. zawieszona jak dwie wiśnie,
jest soczysta i robaczywa.

piszę do ciebie: jestem jak co dzień, rytuał. chodź,

choć wątpię.

wiesz, na co dzień w tramwajach myśli się raźniej,
gdzie rozmowy, gaworzenie i przepychanki. tam rodzą się
przyjaźnie i rozwijają kłótnie. znika świat - za oknem
przystanek i skrzynka na listy, na drugim końcu miasta
rozkwitają magnolie i nieokreślona ty. na pierwszym nikt.

już nie czekam na niepokojące drżenie ziemi, rozstępy
na powierzchni i tąpnięcia pod. nauczyłem się spokoju,
cierpliwości, prostych spraw. kiedy przyjdziesz, będziemy
rozmawiać do późnych godzin. powiesz, że nic od nas nie zależy
jak gnicie owoców i wycieranie się skóry na łokciach.

kiedyś wszystko zejdzie się w mały punkt. jakby wszystkie
rzeki świata skupiały się w jednym martwym morzu, kruchej
pachwinie, gdzie na brzegu ślady, które z czasem wetrą się
w ziemię. ty usiądziesz na gołoborzu i z góry będziesz obserwować
jak inni wyślizgują się z rąk i miotają jak ryby.
mam wrażenie, że ostatecznie wszystko jest słone, nawet
kiedy jest słodkie.

teraz dżdży, z ziemi wykluła się dżdżownica, później ktoś
gdzieś, znowu wynajdzie ogień, brat zabije brata, urodzi się
z krzykiem kolejny najbogatszy człowiek świata, po cichu
zejdzie najbiedniejszy.