zwykła przygoda
Dodane przez Christos Kargas dnia 06.12.2008 00:30
Federicowi Garcii Lorce

trzej przyjaciele wyruszyli - by zasiać ziarno
kiełkujące powoli newralgicznym wieczorem
w nowej ziemi - jak delfiny podążające
za statkami pełne wspomnień

najmłodszy z nich nie poznał pracy, w łóżku spędził
większość życia, jedno oko trzymał zamknięte
swoje kryształowe ucho dostrajał do pulsu
tundry i stepu, dojrzewał do ucieczki

drugi nie miał nic do stracenia, nigdy nie pragnął
jego rany na rękach krwawiły, co i rusz
topił chwile w nocnych hałaśliwych spelunach
pławiąc się w eterze, jak dumny kondor

trzeci rozdrabniał się na stole bilardowym
wymiotował nauką w szaleństwie rozkoszy
unieśmiertelniał śmiało nagość na płótnach
onanizując się przed dyplomem w ekstazie

kobiety zatańczyły na pożegnanie bolero
powiewając pomarańczową suknią
był pamiętam sierpień topiący zegary
gdy w rejs wypływały fortece śmierci

bandery trzepotały w sukurs wiatrowi
chyżo, jak albatrosy oddalały się fregaty
na sutku powieszone drżały niemowlaki
a starcy opalali bezczynnie swoje jądra

byk Picassa ciężko poruszał nozdrzami
w beczkach gnił marnowany wiekowy miód
nowe wzory rodziły się każdej nocy
na stęsknionych, poharatanych ciałach

nim minął rok po ich odejściu rozbrzmiał tren
wpierw pętla, potem rzeka, ostatnia kula
wspomniały ich imiona po raz ostatni
kurze jaja posłużyły za sarkofag

pod słońcem uspokajały się oliwki
małe krzyżyki rosły na ogródkach
w nocy jałowe zostawały objęcia
kiedy wnieśli ich ciała do wioski

cygański królu, czym ich przyozdobić - przynieście
mauretańskie kapy purpurowe, pachnidła i olejki
na swoich klaczach przywiązani, niech wyruszą
w podróż po spragnionych polach Kordoby

możliwe jednak, że to trzy dusze poety
wyemigrowały z uśmiechem pośród batów
napomnień, grzmotu, bagnetów i płaczu
ku cieplejszym, przyjaźniejszym nabrzeżom