Lahul (część 1)
Dodane przez luis dnia 24.05.2009 00:54
I

I chciałoby się powiedzieć, że się zaczęło od liny. Zabaw z nią, ćwiczeń i wprawek - to nie byłaby prawda. Na początku były słowa (bo słowa są początkiem wszystkiego). Potok słów. Opowieści, wrażenia, opinie. Dopiero później szukanie nazw, map, szczytów i miejsc, które wciąż wirowały w głowie. Śniły się, jak mogą śnić się jedynie marzenia.

II

Tak słucham tego wszystkiego. Podpatruję i szukam miejsc, o których się mówi. Mam dobrą pamięć i słuch. I jeśli Bóg jest rzeczywiście, tam musi mieć swoje miejsce. Przecież nie w niebie.

III

Jest późny Gierek, nikt nie spodziewa się żadnych zmian. Zwłaszcza tutaj. Oglądam swoje odbicie na elewacji ze szkła. Tylko ja, wiadro, myjka i lina, która mnie podtrzymuje. Ciągle patrzę na swoje odbicie. Znam każdy gest.

IV

Zaliczam i zliczam kolejne kominy, pomagam oddychać. Z jednej strony przypomina to rodzaj nadziemnego górnictwa (pod warunkiem, że takie istnieje), z drugiej - pomieszanie prac kominiarskich z działaniami świętego przynoszącego prezenty.

V

Długa lina, chłodny wiatr. Wielka fajka wciąż dymi. I jeszcze tutaj, choć w głowie szumią modlitewne młynki, łopoczą wstążki. Modlitwy na wietrze.