Odpływ
Dodane przez Silvio_bez_koni dnia 20.11.2010 00:45
Kiedy już wchodzę do łódeczki nocy (niechaj mnie niesie ciepła morska bryza)
i rozgorzeją mi plecy i stopy - przychodzi. Słyszę jak chrzęści.
Za chwilę zacznie się do mnie zbliżać. Lecz jej nie widzę, boję się spojrzeć.

Pewnie ma oczy pełne przepaści, kiedy z boku na bok i sapie do ucha
chce więcej miejsca dla siebie zagarnąć; mówi, że zimno, że ona tak z sercem
po przyjacielsku i takie tam różne; pian bicie jak fal o klify.
Ja słucham...Potem uczę ją mantry, czując jak się rozkleja - powoli - warstwa
po warstwie
i taka się robi melancholijna.

Czasami słyszę : bierze pilota i po kanałach skacze, i szumi
jak z kilku mostów naraz. I te westchnienia, którymi usta zatyka.

Nad ranem jej nie ma - jest cicho z pierwszym płomieniem świtu
po którym znowu można zacząć się wspinać...