Wstęp do religioznawstwa
Dodane przez PaNZeT dnia 16.03.2011 08:17
Gdy człowiek zlazł z drzewa i zdjęła go trwoga,
to z blota - spragniony pociechy
- na górce za wioską ulepił "dom Boga"
i kazał Mu cierpieć za grzechy.

Opodal za lasem brat jego strwożony,
gdy przyszło opuszczać jaskinię,
a z guseł na górce powracał zmęczony
- swą własną ulepił swiątynię.

Od tego zdarzenia narastał wśród braci
powoli, acz raźno duch schizmy,
bo każdy policzył, że mu się opłaci
- stąd różne są monoteizmy.

Już nikt nie pamięta, kto tego był sprawcą,
że konflikt się jątrzył, miast goić
- fakt, że "w imię Ojca ..." woleli wyznawcy
na wszelki wypadek się zbroić.

Kapłani - ci z górki i tamci za lasem
i innych tłum - wiernym nadzieję
sprzedają za zakat lub datki na tacę,
lecz broń przecież też nie rdzewieje.

Dziś wujów gromada i chór teologów
ustala już "ekumenicznie",
jak dusz rząd rozdzielić pomiędzy ćwierćbogów,
bo ON się wycofał ... taktycznie.

Już tylko czasami, bo dość się postarzał
- gdy ischias i chandra mu minie
- spogląda zza chmurki na świat i powtarza:
"Ja z tego nic - kurwa - nie kminię."