Rodzimy się... by umierać
Dodane przez sibigwiazdka dnia 17.10.2012 17:07
Niechcący odkręciłam baterię łez i szum myśli zalał ciszę.
Szklany ekran ukojeniem nie zacheca
by wsłuchać się w jego afisze...
Igła nadziei tak nikła a nadal powraca,
że znaczę coś więcej niż akt prawny dla świata...

Spętana niewiedzą i rozdrażniona świadomością nieuniknionego
Pytam się Ciebie-po co? I po prostu - dlaczego?
Wyryta w genetycznym kodzie usterka - znikoma...
a tak wielka...
W niełasce losu skąpana wylewam łez pełne wiaderka.

Los zadrwił z nas dwojga i drwi wciąż na nowo...
Nie ugasi rozpaczy ni pokrzepiające słowo.
pośpiech betonowej arki popycha w przód...
ja nadal stoję...
Paradoksalnie,każdego kroku niczym bezdechu się boję...

Nikły i próżny dźwięk kolejnej kropli żalu, goryczy...
Nie? Dlaczego? Wszystko tkwi w bezruchu - a jaźń krzyczy
Nie kupię Ci niczego co rany zabliźni wygoi.
Nie wyszepczę niczego co strach ukoi.

Nadal stać będę - by krok uczynić się przymierzając
A w oczach ból - na imię mi żałość...