Fiodor z tajgi (Opowieść wigilijna)
Dodane przez kozienski8 dnia 24.12.2012 09:53
Dzisiaj się godzi składać życzenia. Fiodor, co połknął klucz dzikich gęsi,
poznał się z czasem, wie jaką cenę, gdy się nie spełnią, trzeba zapłacić.
Ale tradycja - taki obyczaj, może wymyśli coś do wieczora,
teraz się spieszy, by jak obiecał nanosić drzewa, ile się uda.

Ujrzał go, kiedy stanął na dachu, sprawdzić, czy stos już zrównał się z domem.
Wyleciał z tajgi, jak transport strachu, ptak czarnopióry i siadł tuż przy nim.
Patrzył na niego czy to nie inny, ileż to razy widział go we śnie,
nie mógł się mylić, to ten z wikliny, naddunajcowy dziecięcy przestrach.

Widział go nocą pod Magadanem, gdzie godzinami stali na torach,
słyszał nad stepem wcześniejszej Azji, nad kurhanami, nędzą chutorów.
Ile lat żyją zwyczajne ptaki? Pewnie niedługo, jak tamte z klucza,
a ten dlaczego i czemu dzisiaj, w samą wigilię, zwyczaj, tradycja?

I nagle znalazł powód do życzeń, ptak wiklinowy, transporter strachu.
Ten, co go wołał, gdy minął styczeń i uprowadził daleko na wschód.
Jak można dzisiaj na coś się gniewać, zostając nawet nędznym tułaczem
Fiodor dopiero dziś będzie śpiewał, gdy z czarnopiórym ruszą nad rzekę.

Kiedy mrok zacznie wychodzić z tajgi, rozpalą wspólnie wielkie ognisko.
Sygnał dla wszystkich na górnej ziemi, że wzeszła gwiazdka nad Indygirką.