Do szczęścia
Dodane przez stanley dnia 08.08.2013 07:28
Będę musiał poczekać,
jak się wydaje długo, za długo


Popołudnie rozgardiaszu i zakupów. Zmiana
pory roku. Nowe otwarcie znaczy trwający
czas rzucony w grocie maga. Po chwili budzę się,
odświeżony pragnę powrócić na koniec kolejki.

Mrowisko. Nikt nie zna nazwisk, nawet nie zabiega
o poznanie. Obsługa krąży z odpryskami uśmiechu.


Anonimowe uwiedzenie faktu, (aby był rzeczą
o wysokiej estetycznej jakości i stał się częścią
wiedzy, zebrał kilka poziomów historii) jest
niczym skręcone śrubą rozłupane przedramię
integrujące połamane kości w sposób dynamiczny.

Cierpienie wymusza. Tylko tak poczuję i uznam nowy
rodzaj hegemonii, bez której nie mógłbym chodzić koło
swoich spraw tak prostych jak zakup spodni czy koszuli.

Rzecz jasna, ciemna, kolorowa. Pragnę zaistnieć,
szukam formy optymalnej w określonej przestrzeni.


Moje oczy są większe i syte. Czuję się włóczęgą
z powieści. Wokół pozłacane księgi w nikłym świetle
fin de siècle. Krajobraz roztrzęsiony neonami i zagubiona
postać w tłumie podobnych, prawie jednakowych.
Mogę rywalizować z mieszkańcami domu wariatów.

Identyczność zaczyna nudzić. Schody w górę, schody w dół,
przeszklone połacie. Tłum. Zdecyduj się! Tanio! Obniżka!
Stoję. Dopada żonglerka frazesów, sapie w twarz, oblepia
z lewa, z prawa.

Biegnę do wyjścia, w ramiona bliskich, co mnie kochają;
niewielu, nie bardzo, ale akceptuję kłamstwo barwnie
inkrustowane. I irytujące. Ukryty między słowami
cytuję: jak mieliśmy się i jak mieliśmy się mieć.
Zacieram każdą literę, a temat nadal trwa podobny
do inskrypcji nad głównym ołtarzem.

Pozostał skowyt.