KRAWAT
Dodane przez stanley dnia 02.09.2014 23:06
Krawat u mężczyzny to jak perły u kobiety*

Leżę w dębowej trumnie.
Czarny garnitur, biała koszula.
Nie wiem jaki krawat wybrano.

Czerwony?

W sam raz na wizytę w banku
lub zebranie komunizującej partii.
Idealny byłby czarny lub fioletowy.

Maria popłakuje.
Od dawna nie byłem z nią,
jakże mogłaby nie płakać.

Zatrzymano zegar wiszący na ścianie.

Zaraz, o której umarłem?



Odmiana jest rozkoszą duszy.*

Pracownik firmy pogrzebowej powiedział,
że wykona pochówek według tradycyjnego
ceremoniału.

Jestem gotowy.
W białej koszuli i krawacie,
którego nie widziałem.

Maria nie była przy śmierci.

Zmarnowałem odejście, umarłem, jak żyłem,
nie zaznając smaku spełnienia. Zamiast
oszołomić się patosem słowa-koniec, smakować
w spokojnej pewności scedzone wino życia,
myślałem, że jej nie ma.

O Mario!

Uspokójcie się rozedrgane myśli.
Miłość już dawno umarła.

Zaraz!
Jaki mam krawat?
Nie widzę!

Kimże jest nieśmiała nieznajoma.
Kładzie na piersi bukiecik fiołków,
całuje zimne usta.

Wpatruje się w krawat, poprawia.
Jakiego jest koloru?
W kwiaty?

Nie mam głowy do nazwisk.
Żenujące i niegrzeczne nie wiedzieć,
kto idzie za karawanem.



Pogrzeb - zabawa w chowanego *

Już się zaczyna.
Czterech tragarzy biedzi się,
jak pokonać wąskie schody.
To gorsze od fortepianu, mówią.

Kręcą trumną.
Obijam sobie boki.
Ostrożnie!
Może oknem? Nareszcie!

Przed wejściem ukwiecony trotuar.
Jest rodzina. Mnóstwo ludzi.

Wpychają trumnę w karawan.
Mistrz ceremonii zaprasza.

Maria pomiędzy, na czarno, bez woalu,
twarz spokojna. Będzie się mówiło, że
jej opanowanie jest godne podziwu.

Chciałbym przedłużyć chwilę.

Zagłębiamy się w cmentarz. Trupy, szkielety,
stanę się jednym z nich. Będę obserwował
odwrotność rzeczy, motywy ludzkich czynów.

Nadal nie wiem, jaki mam krawat.
Ta myśl przygnębia.

Umieszczono trumnę obok
ostatniego spoczynku.

Teraz.
Chcę wiedzieć, jaki mam krawat.
Jak się pokażę, jeżeli krawat
nie będzie pasował
do powagi chwili.

Podnoszą!
Zjeżdżam w dół.

Stop!

Zatrzymajcie!

Leżę na dnie.
Słucham bębnienia
upadającej ziemi.

Historia życia znika w niepamięci. Usiłuję się
skoncentrować, zlepić kawałki.

To sen zapomniany.
Znikająca powieść.

Męczę się. Cierpię.
Będę musiał dać spokój,
zadowolić się wiecznością.

Mój Boże!

Odchodzę,
gdzie nie ma czasu,
kalendarzy.

Mario!

Przyjdziesz ze zniczem.

I ty nieznajoma z bukiecikiem
fiołków będziesz mile widziana.

Unoszę się.
Widzę krawat.
Dobrze!
Jest czarny.



*Wiesław Myśliwski

*Jacek Dehnel

*Magdalena Samozwaniec