On nie leci tylko spada w górę
Dodane przez Roman Rzucidło dnia 03.02.2017 21:52
Wszystko odbywa się z zachowaniem euforii,
jaką daje wzlot. Wyżej i wyżej, a widać coraz mniej.
Oderwane kawałki chmur zalepiają oczy. Nadchodzi pora
na legendarny tunel "podążaj za światłem na końcu".
Prześwietlony lód topnieje. Zaraz skaczemy
w wyższy wymiar.

Daleko i blisko, wszędzie szukam znamion przemiany. Ewolucja
trwa wiele wcieleń na tonących okrętach. Czasem ognie
świętego Elma, czasem frasobliwa flauta i nagły poryw,
nagły podryw, pozdrowienia od zaprzyjaźnionej kurewki.
Fioletowe błyskawice, ludzie ulepieni z masła - takie gadżety
tylko w powieściach Jonathana Carrolla. Rzeczywistość jest
bardziej złośliwa, z zacięciem buduje kompaktowe
widziadła z betonu i stali. I oto rozmarzonej publice
jawi się stado płonących ptaków, ogniste smugi
z ogonów, a do każdej przyczepiona inna planeta.
Dopiero wtedy widać, że ja nie lecę, tylko spadam w górę,
ze mną są bezdomni i wywrotowcy, dla mnie pracują
księża, którzy stracili wiarę. Zróbmy jeszcze jeden obrót,
jeszcze raz zawirujmy wokół płomienia - tylko po to, by

zaczerpnąć oddechu, światła
które nie wypali się
przed końcem.