Hyniuczy poemat
Dodane przez adaszewski dnia 23.09.2018 16:21
Antoni Hyniuk
Spór Dionizosa z Orfeuszem
z tomu "Połamane drzewa"


Ze sporu Dionizosa z Orfeuszem zostało
przekonanie, że droga do Niebios wiedzie przez ciało.
Faktycznie, w tej sprawie oponenci byli zgodni
i wskutek tej zgody - o, jakże często tak się zdarza! -
doszło do kłótni, która miała tragiczny finał.
Orfeusz nie żyje. Dionizos chce zapomnieć o matce.

Waśń wybuchła z pojawieniem się pierwszej gwiazdy.
Aby spór nie stał się abstrakcyjny nazbyt,
wybrano Driadę, nimfę leśną na jego przedmiot.
Mimo to dyskusja pełna wrzasków i przekleństw
zmusiła niechlujnego, lecz pełnego dystynkcji
Sylena do przyjęcia roli celebransa.

"Droga do Niebios wiedzie przez ciało. - przerwał Sylen
Ja, jak i wy, przed tą prawdą głowę chylę.
Bogowie bowiem mają ciała - albo piękne,
albo nad wyraz sprawne. Natomiast spieracie się o to,
czy w przypadku ludzi zaspokojenie ciała
wiedzie do Nieba, czy też zaspakajanie ciałem."

Zwolennikowi pierwszego z przekonań zezwolił na mowę.
"Ty, Orfeuszu, z ciała krzeszesz strawy duchowe
dla nimf. Cenię Twoją wielkoduszność, ale
ganię to, że racząc ich pokarmem tak lotnym,
dajesz im przez to zapomnienie o tym, że są
ciałem. Na przykład miododajnym drzewem jak Driada.

Ja zaś czyniąc z ich ciał napój kojącej ciszy
dla ciała mojego i ciał moich towarzyszy,
oddaje przez to hołdy ichnim cielesnościom,
- jakże ważnym w procesie fermentacji! - a także
dozwalam na bezinteresowne poświęcenie,
co dla dusz cnotliwych jest najznakomitszą strawą."

"Cenię, Dionizosie, Twój wywód, jak również Twój gest!
Gdy Driada mnie słucha, faktycznie zapomina, że jest
drzewem, harpie, że są harpiami, a Charon skąpcem.
Przypominają sobie o tym, czym są, gdy milknę.
Widzą wówczas w sobie przepaść, która rozdziela
ich istnienia na dwie niestyczne ze sobą części.

Pokarm, który Ty im dajesz, bożku wina,
z nich samych pochodzi, jakby ich własna poiła ślina,
swoimi cnotami wszak zaspakajają swoje pragnienie.
Ja zaś daje im pokarm obcy, z zewnątrz płynący,
na bezcielesnym liściu, równie bezcielesnym
wiatrem unoszonym. I znów: budzę w nich podział

na to, co wewnątrz i co na zewnątrz". O cztery stopy
za dużo wyrzekł Orfeusz. Dionizos się w myślach zatopił
o matce. Semele, orfickiego pragnęłaś podziału,
zmarłaś, bo spełniły się Twoje najskrytsze marzenia...

"Ludzi i bogów na pół rozrywasz, - zawyły menady -
choć mogliby własną się cieszyć całością!" I Orfeusza

na części rozdarły, skoro dla innych to samo gotował.
Orszak ruszył w drogę; frunął jak tłusty owad.


Czmyhów, 18.08.1967 r. - 18.11.1970 r.