Łełeł (drubble)
Dodane przez pan_ruina dnia 18.10.2018 00:25
Po drobnym wypadku, jaki mi się zdarzył, zastanawiałem się, czy w stajni, w której jeżdżę jestem największym debilem.
W trakcie postoju chciałem klapnąć na fotel pasażera w swojej kajucie, ale niestety trafiłem dupą na zatrzask do zapinania pasów i w efekcie czego zgniotłem kość ogonową.
Oczywiście refleksja przyszła do mnie później. Bo najpierw przez dobre pół godziny, na klęczkach, ze łzami w oczach studziłem ból.

No ale przypomniałem sobie drajwera Wieśka. Wiesiek, jak to Wiesiek - wieczorem, po trasie uchlał się jak bąk i polazł spać. Standard. Tyle, że na górną koję, zwaną potocznie gałęzią.
Gdy w nocy obudził go pęcherz, w pijanym widzie zapomniał, że śpi na górze, wstał i się zdupczył. Mordą o kokpit. Złamał nos i szczękę - i taki połamany nieszczęśnik wracał do Polski.

Na razie nic zabawnego, ale od czego są telefony. Bo gdy się do Wieśka dzwoniło, ten nie potrafił wyartykułować niczego poza bełkotem, brzmiącym mniej więcej jak "łełełe".
Na początku nie zajarzył, że wszyscy robią to tylko po to, żeby kwiczeć ze śmiechu. Kiedy wreszcie to do niego dotarło, obraził się śmiertelnie i przestał odbierać.
Tylko, że już było za późno. Dostał ksywę Łełeł - i tak już zostało.
Miszcz.

Ech, gdzie mi tam do Wieśka...