Bezdomność, pocałunki i święta
Dodane przez Krzysztof Bencal dnia 27.12.2018 00:03
Księga spalona. Już nie wiadomo, co będzie
po śmierci, którą zaćmiło niegodne życie.
Rzucanie spojrzeń w szkole Charles'a przećwiczyłem
i wciąż się zakochuję, widząc w lustrze siebie.
Zakrwawione dłonie myję w różnych jeziorach,
w których rude kobiety, śpiewając coś, leżą.
Za nieumyślne uśmiercenie Pana Boga
dostałem sekundę w zawieszeniu na wieczność.


mój kolejny niedokończony sonet



I. Kałuża obramowana liśćmi

Kiedy będzie mnie już stać na tanie mieszkanie
w jakiejś schludnej, prywatnej kamienicy w Łodzi,
pieniądze oddam komuś, kto się nie dorobił
niczego i zrywa z mężczyzn łachy ostatnie.

Ażeby fatamorgana się pojawiła
zimą, uzupełniam płyny i trę wciąż dłonie,
a wasz Pan Bóg nie płakał długo, tak że mogę
uczynić znowu pustynię z jego policzka.

Wszystkie noce i dni, przespane wśród bezdomnych,
powinny być też dowodem na to, że nie chcę
wiedzieć, co o mnie myślą, i że mam nadzieję,

iż nie jestem kimś, przez kogo można by zwątpić.
Kocham noworoczną pracę. Była demolka -
nie wiosenna, letnia, jesienna, lecz styczniowa.


II. Bezdomna dogadała się z Ukraińcami

Niechciany już nawet wewnątrz samego siebie,
usypiam i się budzę, pytając wciąż Boga:
"A Pan do kogo?". "Mam znów mniej czasu od ciebie",
mówi, gdy patrzy na sprzedawcę, konduktora.

Nigdy, nigdy nie znajdę tu własnego miejsca.
I jestem jednym z wielu. "Zamilknij, zamilknij".
Wszyscy chcą, bym ich nie poznawał na ulicy.
Dzwoń do mnie tak długo, aż przestanę odbierać.

W sklepach będą mi płacić za to, co w nich wezmę.
Pociąg będzie zwiększał opóźnienie bez końca.
Bezdomny włączy głośno Losing My Religion

w telefonie, usiądzie obok mnie i pierdnie.
W tej samej chwili niesymetrycznie dwa słońca
zaświecą, jeżeli zrobisz zeza, Maryjo.


III. Ktoś miał służbę i odczuwał tytoniowy głód (sonet antyinteligencki)

A tymczasem pan Paweł, malarz i poeta,
wieszcza Krzysia Bencala z Oławy opiewał
lub wyśmiewał w natchnionych, szczerych limerykach,
które już niebawem cały parnas przeczyta,

o których usłyszą wszyscy zjadacze chleba.
"Czy znasz, drogi Pawle, jakiegoś sutenera?",
chciał spytać Krzyś, w Internecie przeczytawszy, że
ów Paweł D. tworzy li tylko dla kobitek.

W dniu, w którym otrzymam literacką nagrodę
Nike, na oczach całej Polski zaśpiewam tak:
"Sto tysięcy mam. I jest ktoś, komu ten szmal dam.

To mistrz Paweł". Gadają, iż w czwartek wieczorem
malował co chwila portrety pamięciowe
swych zaginionych muz. U siebie je przyjąłem.


IV. Lubieżny pocałunek

Wiatr w płucach, które są dlań jak zabytek, brudzi,
śmieci. Mój równy oddech jest jego dalekim
przodkiem. Drzewa ptaszki z gałęzi do gałęzi
przerzucają i próbują listowie zrzucić

na ziemię. Urodziwszy się, spierdoliłem ci,
Boże, wieczność. Twój syn, umierając codziennie
za jednego robala, do niziutkiej renty
dorabia sobie. Jeśli pójdę za kimś, wiele

zrozumiem. Aby być, musiałbym kochać. (Twoja
ślina. Moja ślina. I będzie ślimak). Serce
przechowywałem w zimnie, ale popsuło się.

Pani, obok której leżę, całun przeciąga
na swoją stronę i wszystkim zmarłym jest cieplej.
Wierzę, że jeszcze za życia w tobie odpocznę.


V. Niewinny pocałunek

Leżałem w pozycji nieboszczyka (czyli - na wznak,
ze splecionymi dłońmi, złączonymi nogami),
łapiąc znów doła. Gdyby ktoś mnie wówczas zobaczył,
przeżegnałby się albo rzekł, że tak nie wypada.

Mam brzydkie ciało i szpetną duszę, ale takich,
powiadają święci, potrzeba nam. Struga moczu,
gdy go oddaję, jest czystsza od wszystkich rzek globu
ziemskiego razem wziętych. Bóg, widząc grzechy, tańczy

podobno. Pozdrawiam słuchaczy radia przyroda!
Nie pęka oblodzone błoto, po którym stąpam.
Jeśli zmartwychwstanę, Maryja mnie pocałuje

i każdemu kościotrupowi posprząta w trumnie.
Jakże smakuje mi post? Otóż nigdy nie poszczę.
Prosektor przeciąga się na widok własnych portek.


VI. Nie wiem, skąd dzwonię

Mój pokoik to piekło, w którym nie ma szatana,
a reszta świata jest niebem, gdzie zbyt wielu bogów,
którzy wlokąc się w tyle, stają czasem na palcach,
by oglądać swoje twarze na tłumu początku.

Tegorocznych świąt jednak nie spędzę znów w szpitalu,
lecz postaram się dużo czytać na temat śpiączki,
w której z głową w chmurach, w ptactwie, w samolotach chodzisz,
bo jesteś tak słodki, że mędrcy skąpią wciąż darów.

Noc, mróz. Ktoś, przykryty łachmanami, śpi na ławce,
śniąc koszmar o dzieciach z koktajlami Mołotowa
i szepcąc: "Nie wiem, skąd dzwonię. Marię bolą dziąsła.

A ty przebywasz dziś w stajence czy w lupanarze?".
W kościele dzwonią dzwony. Nie przykładam słuchawki
prymitywnej kielicha do ust. "Czy są tam ściany?".


VII. Człowiek, który oddawał za darmo świat Anglikom

Kiedy choinkowe bombki taczam w brudzie dłoni
i wieszam gdziekolwiek, czekasz na Jasia Fasolę
lub, na bieżąco orientując się w swej chorobie,
eskulapów, znachorów i cudotwórców gnoisz.

Mieszkasz, starcze, sam, garbaty, ze skrzywioną psychiką
i na dobitek otarty w krocza okolicach.
Nawet żyjąc wśród VIP-ów, utrzymywałbyś dystans,
bezdomni nie będą więc twoją drugą rodziną.

Twarz, którą wciąż głaszczesz, jest chropawa od pryszczy,
a twoje depresyjne credo nie brzmi: bierz kąpiel
jak najczęściej, jeśli nie chcesz stracić towarzyszy,

którzy mówią coś o przyjaźni służbistym głosem.
Niepodobna zastanawiać się nad tym na trzeźwo.
Czy Kurt Cobain naśladował Davida Bowiego?