WY, CO LUBICIE GADAĆ DO NARODU
Dodane przez shaning dnia 25.01.2019 00:11
Wy, co lubicie gadać do narodu:
Wieszcze, bardowie, wajdelotów dzieci!
Coście nie znali ni słowa za młodu -
Dziś wam się gęba mało nie rozleci.

Idą za wami ślepcy głuchoniemi;
Idą kobiety i mężczyźni śpieszą,
Struci miłością do ojczystej ziemi,
Która naiwną ich karmi się rzeszą.
Wy na piedestał wchodzicie drewniany,
Gdzie krzyż czy orzeł spogląda ze ściany,
I oświecone wygłaszacie brednie,
Które na falach pod strzechy trafiają -
Tam otoczenie dla nich odpowiednie;
Tam zakiełkują i owoc wydadzą.

Drży prosty człowiek przed poetów zgrają
I w pas się kłania przed magików władzą.
Co dzień buńczuczne ich słyszy zaklęcia;
Co noc daremne swe tłumi marzenia.
Coś zmienić pragnie, ale nic nie zmienia.
Nowe się rodzą z urny beztalencia.

Znacie swą rolę przed wyjściem na deski -
Nie gracie wcale komedii dell'arte!
Jak Egipcjanin na Kanał Sueski,
Tak wy stawiacie na znaczoną kartę.
Mądrze prawicie, mądrzej niż Salomon,
Bo wy z pustego nalewać ręczycie,
A gdy zabraknie już wódki o świcie,
Cieniem padacie, jak ten w słońcu gnomon.

Elyty, znawcy, ludu trybunowie,
Autorytety, radcy, komisarze:
Kto z was mi prawdę o sobie opowie?
Kto mi prawdziwe oblicze pokaże?
Kto pod przysięgą nie przemyci zdrady?
Kto swe zamiary odważnie wyjawi?
Kto przed pytaniem nie ucieknie blady,
Jak wiatr po niebie za kluczem żurawi?

Nocą po haracz przychodzi bandyta,
Za dnia urzędnik zagląda w zeznania.
Choć jeden grozi, a drugi się kłania,
Obu im gaża przypada obfita.
Jeden bezprawnie, drugi w świetle prawa,
Bierze jak swoje - przecież tak pracuje.
Nie hańbi praca nawet ta plugawa;
Nie potrzebują norm czy glejtów zbóje!

Pieśń waszą słychać w cuchnącym eterze;
Chcecie, bym ufał w jej prorocze słowa,
Lecz ja plakatom na słupach nie wierzę -
Gestów feeria przy nich kolorowa
Boskie zaklęcia wykrzykuje niema
I każda z tego dramatu postaci,
Pięściami w górze wymachując dwiema,
Dobrze się bawi, a widownia płaci.

Ja prosty człowiek również w tym teatrze
Gdzieś z tylnych rzędów osłupiały patrzę,
Jak się aktorzy walają po scenie.
Mam głos więc krzyczę. Lecz cóż krzykiem zmienię?
Kto akt ten przerwie, co się znów zaczyna?
Kiedy ta wreszcie opadnie kurtyna?