Alchemia słowa
Dodane przez Janusz dnia 05.03.2019 09:46

Mój wiersz zaczyna się nie w głowie, a w sercu.
Stamtąd pochodzi ten tajemniczy impuls,
który muszę natychmiast schwytać. Bo za chwilę
rozpłynie się, w mroku niepamięci zatraci.

Wyławiam go niczym perłę. Potem dodaję słów.
Mieszam wszystko w gorącym tyglu wyobraźni,
aż powstanie mikstura, zdolna ożywić muzę.

***

Kiedy spomiędzy rozmigotanych liter błyśnie
złocisty promień, wchodzę na łódkę poezji.
Nie ma tu steru ani światła. Powiewy myśli
niesfornie żaglami trzepocą. Ląd niknie w dali.

Wsłuchuję się w ukryte znaczenia szumu fal.
Obrazy z głębin wyczarowane rozpinam
wielolinią słów na sztaludze nieba.
Żegnam wierszem odchodzące gwiazdy.

***

Kiedy zaczyna świtać, zrodzony nocą,
bezimienny, podrywa się do pierwszego lotu.
Zagląda w okna, słucha tajemnych szeptów,
przenika w sny. A potem wraca deszczem,
opada mgłą, tuli się rosą do trawy.

Wtedy nadaję mu imię.

Czasem powraca spadającą gwiazdą,
rozbijając się na kawałki ze słów.
Wyjęte z kontekstów, odarte z metafor,
wracają na swoje miejsce do słownika.
Czekają cierpliwie na kolejnego poetę.



PS. W części pierwszej pobrzmiewają staffowskie echa...