Może
Dodane przez pan_ruina dnia 22.01.2020 23:59
Do Karlskrony zostało jeszcze kilka godzin rejsu. Pogoda nie rozpieszcza, parszywie zimno, wieje potępieńczo i jeszcze leje jak z cebra. Obudzone morze kołysze łajbą, fale roztrzaskują się o burty, zawieszają w powietrzu kiście syczących rozbryzgów.
Tak jest na zewnątrz.

Kajuta numer 8111 nie różni się od innych. Klitka dwa na cztery metry z oknem nad łóżkiem, stolikiem i lampką. Już raz mi ją przydzielili, to się właściwie nie zdarza. Poznałem po wyblakłym obrazku z wielorybami, okolonym pożółkłym passe partout, zamkniętym w ramce z pękniętą w rogu szybką. Przypadek?
Za ścianą słychać wymiotującego nieszczęśnika. To też już było. Deja vu.

Chociaż nie, nie całkiem. Wtedy, tamtym razem, wydawało mi się, że nie ma sprawy. Dzisiaj - nie.

Ani myślę wychodzić na zewnątrz, na pokłady z telewizją i barem, nie chcę nikogo spotykać, rozmawiać, nie chcę nikogo widzieć.

Stoję pod prysznicem, trzymam się mocno uchwytu, bo przy sztormowej pogodzie łatwo jest się przewrócić i rozbić paskudnie głowę. Chcę zmyć z siebie złość i smutek. Szarpiące wspomnienia, niechciane wczoraj. Gorąca woda chłoszcze nagie ciało. Czasem mam wątpliwości, czy na pewno jest moje. Czy pasuje do mojego prawdziwego ja, które jest w nim schowane. Wsuwam twarz w strumień wody i na bezdechu zastanawiam się co ja tutaj robię.
Ta cała drajwerka: tu nie ma bookingów ze śniadaniem do łóżka, basenem i jacuzzi. Śpisz na ulicy. Jesz na ulicy, i tu też się załatwiasz. Tu żyjesz. Tydzień, dwa, cztery, sześć tygodni... Potem przyjeżdżasz na chwilę do domu, wyalienowany i wyżęty jak szmata. Zarejestrujesz tylko drobiny entropii, za każdym razem inne, za każdym razem więcej. Tego, co zostaje w palcach, nie spłuczesz pod żadnym prysznicem w hotelu, na bazie, na parkingu. Albo w kajucie na promie.

Może to zło, które czuję, już się zagnieździło we mnie na dobre.
A może to tylko morze.

Złe morze.