Pradziadkowe dziwy
Dodane przez Janusz dnia 04.11.2020 17:57

Mój pradziadek, co to niejedną wojnę przeżył,
kilka razy był raniony odłamkami w głowę.
Od tamtych czasów wciąż pokazywały mu się
jakieś diabły szemrane i aniołki przecudne.

Nie tak dawno natknął się na wrednego czorcika -
przemknęło to-to jak burza i zniknęło w sadzie.
Tylko odbite w śniegu ślady wielkich racic
i brak w obejściu paru niezbędnych rzeczy
dowodnie świadczyły, że to nie żadne zwidy.

Aniołka też kiedyś widział, dlaczego nie?
Taka przecudna kobitka w białej, zdobnej szacie,
z haftowanymi rękawami i naręczem róż.
Stała koło kwitnącej wiśni, a jego aż przykuło.
I gdy tak tkwił jak słup z rozdziawioną gębą,
nabożnie wpatrzony w tę niebiańską zjawę,
ona uśmiechnęła się do niego i kilka kwiatów
upuściła na trawę. Schylił się by je podnieść,
ale na ganku pojawiła się prababcia z wałkiem
i po aniołku nie zostało najmniejszego śladu.

Dodam jeszcze, że pradziadek był kowalem -
z żelaza wyczarowywał jaszczurki i inne stworki.
Był przy tym jak nawiedzony, wznosił ramiona
i szeptał tajemnicze zaklęcia, miotając się
między kowadłem a paleniskiem. I nigdy
nie wykuł dwóch identycznych figurek.

Ale czas na mnie, pradziadek cierpliwie czeka.
W tym roku trochę się spóźnię z odwiedzinami -
źebym tylko nie zapomniał o chryzantemie.



Na motywach usłyszanych w necie