Podróże: Krym - Odessa
Dodane przez Janusz Gierucki dnia 19.03.2022 03:52
z cyklu: opowieści behawioralne
o kobietach, gejach i podróżach






Lotnisko w Odessie nieco to w Lalibelli przypominało.
Także na nim nie było czerwonego dywanu.
Lecz ten prosty gospodarczy budynek lotniska
taką naturalną swojskość skrywał
że nie był tego w stanie umniejszyć luksus kairskiego.
Ale w końcu, na przystanku marszrutek
ludność miejscowa zgotowała nam powitanie-
śpiewając Anny German piosenkę
w solowym wykonaniu pewnej sympatycznej damy.

Nie umniejszając Odessie, przypomina nasze ładne miasta powiatowe.
Wysokość budynków raczej nie przekracza trzeciego piętra
i wszędzie trafić jest łatwo.
Bo całe miasto zbudowano na planie kwadratu.
Zatem wysiłek budowlany nam znany.
Nazwałbym Odessę krainą 1000 i jednej aptek
bo wyglądało, że łatwo tam chorować..
I w niektórych bocznych uliczkach można znowu powiedzieć : Szalom
I zasada : raz w prawo, dwa w lewo i znowu w prawo
aby miasto wężykiem pokonać..

Oczywiście, chyba że po drodze napotkamy
czarnego kota (Behemota?)..
A on prowadzi nas dalej własnymi ścieżkami. 
Oglądając się od czasu do czasu, czy pilnie za nim podążamy. 
W tym miejscu naturalnie splata się współczesność z historią literatury.
Behemot doprowadził nas bowiem wprost do linii tramwajowej.
Oczywiście, leżały tam zwłoki mężczyzny pilnowane przez dwóch policjantów.
Tuż obok sporej plamy oleju ( zapewne przez Annuszkę(?) ulany)..
Lecz nie wzięliśmy udziału w przymierzającym się do wiwisekcji tłumu
bo czarny kot prowadził nas już dalej, aż do głównej ulicy -
w ruch i rwetes życia..
Aż w końcu pod witryną kolonialnego sklepu przysiadł 
i na pożegnanie odprowadził nas zielonym wzrokiem.

Nie sprawdzałem czy w tym sklepie był drugiej świeżości jesiotr.
Raczej poczułem w sobie to przesłanie literatury 
i pewną rolą mistrza w tej ceremonii
tuląc przestraszoną Małgorzatę.

Można zatem trzeba Odessę nazywać Małą Moskwą?
Był bowiem taki czas w historii, że stawała w tej randze.
A może małym Petersburgiem? Może małą Genuą?
De domo Kraków, primo voto Warszawą?

Weźmy choćby ten sławny Bulwar Primorskij 
który w jakiejś części jest francuskiej rewolucji zasługą.
Na Primorskim dominują schody.
Trudno zrobić ich zdjęcie z dołu, trzeba się bowiem dostać 
na stronę portu, lecz ulica ruchliwa i dobrze strzeżona.
Zatem fotografowałem je z boku.
Oczywiście na przełomie schodów - wózek stał pośrodku.

Na szczęście to ojciec walczył z ruchliwym dziecięciem, a nie matka. 
Ponieważ w szczycie schodów zbierał się już tłum
na wszelki wypadek podbiegłem i przytrzymałem ten wózek.. 
Wtedy poczułem, że to nieco wbrew Deja vu. 
Lecz zawsze chciałem to zrobić
na złość wizji patiomkinowskiej!
I nawet wehikułu czasu użyć nie było musu..
Teraz zdjęciami mogę śmiało wykazać
iż nie było mowy o jakimś Jamais vu.

I pomyśleć, że u podstaw historii Krymu i Odessy 
Władysław Jagiełło z księciem Witoldem
znaczyli tu wpływy i Polski i Litwy.
Lecz jakżeśmy potomni to wszystko
znakomicie sprzeniewierzyli! 
Wygląda , że jak zwykle - na rzecz Rosji.
(Której w historii nie raz robiliśmy kosztowne prezenty)
Czyżby morze Czarne nieco rodakom śmierdziało?
Mroczne się wydawało?
A może nie lubili podróżować tak daleko? 

Jakże łatwo niweczy się możliwości Państwa
przez brak wizji polityka.
Która nie uwzględnia potrzeb ludzi
i nie przywiązuje wagi w swych prognostykach
nie tylko do istoty miejsca, lecz i piękna krajobrazów!

Dlatego, jak zwykle w naszej nonszalanckiej historii
wielokrotnie zmarnowaliśmy szanse Polski.
Na inne okoliczności przyrody