Po-kole-i-nie.
Dodane przez ElminCrudo dnia 21.10.2007 21:31
Muszę być banalna. Przestać inaczyć...

Wszelkie odchyły pościeram z siebie starannie frotą,
dam się zamydlić, zapobiegawczo wyszorować,
pozwolę wywabić czymś żrącym kulturę z bakterii,
a druciakiem wytatuować zakaz zalegania na dłużej.
Zażyję lodowaty tusz. Okrzepnę lub się posmarkam.

Zbanalnieję według oczekiwań, a jakże inaczej...

Upycham siebie w szare gacie i rozwleczony sweter,
zacznę zaglądać ściągaczami do kawy, oparzę usta.
Prosto w kark wgryzie się strzęp nieczytelnej etykiety i
przestanę pamiętać jak prali: wolno czy chemicznie?
Prawidłowo zaliczę kulkę - naftalinowy amulet na dziury.

Stanę się dyshomo multi banallus. Mówiąc inaczej...

zwykłym kłębkiem spokoju w rozdeptanych kapciach,
strzępem czegoś pod stertą starych gazet i książek
do wywałki na makulaturę. Gotowcem robiącym krok
w tunel świetlanej przyszłości. W końcu doczekam się.
Od góry do dołu wszystko będzie zupełnie jasne gdy

tak banalnie wpasuję się jak ulał, nie inaczej.

Po co była ta śmieszna szarpanina przez tyle lat?
Wystarczy bez marudzenia podążyć z duchem czasu,
nie pytać o żarówki, nie dociekać styku czy gwintów,
nie stawać okoniem. Najważniejszy jest teraz sam fakt
docierania światła i zmiana postępująca z pewnością
jak mało potrzebuje bagatelka - tyle co spod rusztu.