Dzień, w którym zatrzymała się Ziemia
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00


To już nie smażony ser w chrupiącej panierce
Ani też koguty na mijającej nas erce.
Odbezpieczam piwa puszkę na pustym peronie
Stojąc jak wryty przy ostatnim wagonie.
Pociąg rusza, a ja w żółtym ortalionie
Przemieszczam się po sokistów czujnym bastionie.

Potem sprytnie kradnę osiem kolb kukurydzy
I słyszę, jak z radia przemawia ksiądz Rydzyk.
Czy jeszcze w tym życiu zostanę zbawiony?
- pytam rozjechaną żabę niewąsko ubawiony.
Jadąc po szkle, żwirze i wybojach z zakrętek
Patrzę pod koła myśląc o odporności dętek.

Dalej już tylko zatrzymuję się na skwerze
I rozmyślam o Adršpach aż złość mnie bierze:
Skoro więc ominęła nas „Goethova deska”,
Musiała wystarczyć niema skał arabeska.
Ponad namiotu tropikiem niebieskie hordy,
W księżyca luminescencji cichną basów akordy.

Wobec natrętnej publiki, obranej taktyki,
I tak nad ranem przepalały nam się styki.
Po torach sunęły dwuczłonowe wlaki,
W nóg zawiasach zgrzytały pierwsze oznaki
Zmęczenia, aż woda dochodziła do wrzenia
W garnku nad ogniskiem, w stanie skupienia.

W kuflu pod pipą pienił się ciemny Primator,
Jacek prężył klatę jak nieugięty Predator.
Obok betonowego bunkra Tysia przerażona
Odgłosami podpitych tubylców i porażona
ich bliskością drżała niczym pęd koniczyny.
Warkocz Magdy wpędzał w zazdrość inne dziewczyny.

Spod nabrzmiałych chmur błyskał fioletowy pozor,
Pies za płotem suszył chropowaty ozor.
W Pastvinach szepcząc coś o możliwości powodzi
Budził nas ryk ciężarówek, co z mostu dochodził.
Teraz bananowa zmarzlina przełyki chłodzi,
Złuszczona skóra z pleców płatami schodzi.

Już powrotnej drogi do domu nie szukam:
Traktor mnie wyprzedza i skręca w pole sam
Znacząc na asfalcie kręgi oleistych plam.