Klocek renifera
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00


Mróz trzyma: brudny śnieg lepi się do karoserii
I odpada jak tynk. Wiatr uporczywie napiera
Na szyby. Ktoś na tylnym siedzeniu skarży się
Na brak precyzyjnej nawigacji i przekonywujących
Argumentów. Wsiąkamy w gęstniejącą zamieć
Szukając po omacku rozbłysków benzynowych stacji.

Suniemy po saneczkowym torze, po ubitych muldach,
Wzdłuż rosnących zasp. Ciemne plastry błota
Odpryskują spod kół wynurzających się
Zza zakrętu tirów. Widoczność ulega
Stopniowej degradacji. W końcu już nic
Paskudniejszego nie może nam się przytrafić.

Chyba że będą to bobsleje albo rozmazany
Wycieraczkami klocek renifera. Człowieku,
Daj spokój! Jaki tam znowu klocek renifera?
Zmień lepiej kasetę. Tylu cwaniaczków
Kręci się przy poezji, na dodatek ludzi,
Którzy się na niej nie znają!


I tak jesteśmy już spóźnieni. Odnajdując
Drogowskaz na Kraków opuszczamy labirynt
Górnego Śląska. Zostawiamy za sobą koksownie
I piekące w gardła dymy. W zasadzie to nie mamy
Żadnej pewności, co teraz spadnie nam na głowy.
Brak pewników wzmaga naszą czujność.

Co do tego nie ma większych wątpliwości:
Jakaś siła pcha nas do przodu po tym lodowatym
Pustkowiu i skutecznie wyprowadza na prostą,
Prosto na Rzeszów. Tymczasem Justynie marzną stopy.
Podkręcam ogrzewanie i coraz mgliściej widzę
Te kolejne nie naniesione na mapy miejscowości.

Z trudem zaciągam się powietrzem. Znużenie,
Jak zwykle, pojawi się pod koniec podróży,
Więc już teraz zakrapiamy oczy regularną linią
Horyzontu. Mijamy rozświetlone lampionami świerki
I znaki ułatwiające dojazd do wyznaczonego celu.
Kiedyś jednak zepsują się wycieraczki.

Pługi nie dojadą na czas. Zapanuje absolutna
Ciemność. Jak w klasycznym melodramacie
Tuż przed pojawieniem się napisów końcowych.