Małe degustacje
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00



Gdzie rozegramy mecz, żartowali chłopcy,

kiedy wybiegniemy na murawę jak natchnieni

Salicjonał, Flauto, Gamba, z tyłu Vox Coelestis

taki filigranowy, tak niezawodny z dystansu?

Przecież to Barcelona, nie pamięta pan tamtego ataku?

Opuści pan lokal przez witraż, najlepiej razem z panną X.



A potem mgła była solidna jak strop,

choć zapowiadali tylko poranne zamglenia,

polarne rozpogodzenia i drobne spiętrzenia

koronkowych dysonansów i łez. W porządku.

Zjeżdżaliśmy na sankach po dachu katedry,

był dobry gotyk, pierwszorzędna szreń,

i blask dalekich dzwonów jak spadochron.



A w środku celebrował sympatyczny ksiądz

edycję popularną naszych nieśmiertelnych.

Gdyby tak jeszcze kropelkę? Może gazowanej cykuty?

Tymczasem papierosy były coraz słabsze

i w ogóle zaczynało nam brakować tchu.

Same degustacje, żadnej porządnej konsumpcji.

I niewesołe widma na koniec tej promocji,

choć aktor i wydawca pewnie są już w "domu".



I co to będzie? Co to będzie?

Gdy przyjdzie kolega manewrowy,

gdy każe zatańczyć sardanę

jak prawdziwi katatończycy?

Pozwoliłem sobie zmieszać winko z oranżadą

i czuję lekkie mdłości po takim "witrażu".

Nie odzyskuję przyjemności.

Nie odzyskuję przyjemności.