RYNEK, SZCZYT SEZONU
Dodane przez Grzegorz Wołoszyn dnia 13.03.2008 00:44
Stare kamienice idą za bary.
Barmanki, nienaganne panny, senne
jeszcze w rannym pędzie, gonią
w piątkę: sarna ruda, czarna chuda,
szatańska szatyna i dwie bomby blond.
Prą promocje, proponując proste quid pro quo:
większe o sto procent porcje lub power drink plus
prąd. Tuż obok, kelnerzy w szykownym
szyku szukają bakszyszów: kebab? babka? kawa?
wołowy szaszłyk? Łykasz resztę, czaisz?
Zapisz.
                            Szumi mi w czaszce.
Patrzę przez kufel na fajną lufę,
bursztynowym pryzmatem filtruję flirt.
Migotliwy ogień języka warzy słowa i zdania
wirują w bulgoczącym bełkocie
jak rozgotowane kluchy. Uchyl okno! Wychyl
do dna i odbij się
w szkle!
              Kelner nerwowo mną szarpie,
lokaj lokuje poza lokalem. Drżę o drinka -
przez dryft bruku tracę pion.
                                                       Piątek,
piętnasta, pięć piw w plecaku. Niosę
z pietyzmem mój złoty półśrodek
i marzę, by spocząć na jakichś
Laurach.