Kwarantanna w piasku
Dodane przez Jerzy Beniamin Zimny dnia 28.06.2009 13:00
I stało się to, co nie powinno mieć miejsca.
Obraz jak z obcej szkoły - ponury, trochę wyblakły.
Kobiety bez urody, dzieci bez zabawy,
wakacje bez słońca. Nieuczesane lato.
I w perspektywie urodzaj nastrojów, wybojów
po traktach. Ulicach napiętych od rogatek do serca.

To powiedzmy jest realne, dzisiejsze poezją,
wymachiwaniem ocieplaną kurtką,
szalikiem w kratkę, w końcu sękatym kijem.
Po bajce smok albo garbata starucha;

wszystko jedno, co przyjdzie i postawi namiot.

Są dylematy, wybory konieczności. Samo sedno
bez tematu. A miłości bez kości nie znajdują
kroku, zrywają mięśnie. Spokój nazywa się
samozwańczo krzykiem, urasta do pustelni.
Zamyka w niej ostatnie ptaki. W kwarantannie
piasku aż do pierwszych wiatrów, co nie wieją.




Na schodach, wszędzie są schody. Kto widział
same poręcze, ściany odarte z farby i wiszące
lampy pod sufitem, niebem. Niebo z mgły, oparu
kłębiących myśli, rozdzierane iskrą ostatniej zapałki.
Niebo ocalałych z tułaczki, żołnierzy własnej walki.

Nie wiem gdzie miejsce spoczynku życia.

Przychodzą wątpliwości z papierami, dowodami.
Kawałek miłości owinięty w gazetę na drogę.
Na znak serca ptaki wiją gniazda, węże zrzucają
skórę. W taki czas nie ma miejsca, wszystkie zajęte
przez trwogę. Mówią za blachę, śpiewają za szkło
pęknięte, płaczą za wierzby przy drodze. Moje wersy.