sowie rytuały
Dodane przez Jacek Mączka Tendzin Tendzin dnia 23.02.2018 16:14
Śnieg na zboczu Słonnych odprawia 
sowie rytuały. Z dachu zmrożone hałdy 
z chrzęstem, aż pod okna prawie.
Myśl już nie koziołkuje, się pokłada.
Kartofle w plasterki z solą na blasze
skwierczą. Schludna jest biała żałoba.
Dorotka lepi bałwana, przyniosłem dziurawy garnek.
Zniknęły grabowe żywopłoty, lipa unosi ciężki zadek.
Świat jest bryłowaty
można nieśpiesznie odchrząknąć.
Nie ma to jak luźny 
postronek, mogą śnić 
się niewydane wiersze 
Stevensa. W zaspach rozkłada się 
ryzyko, rzeczy dzieją się nieśpiesznie.
Odzyskiwanie ciemności
ze znajomością rzeczy. 
Miękkie są ściany, ścielą się nielegalnie.
Bez zbędnych metafor. Odsunięty -  
zuchwale zwlekasz. Słyszalna staje 
się przydrożna muzyka. Niespodziewane 
odbicia i upojne spustoszenie.
Cała polowa kuchnia - tylko dla mnie.
Jest tak cicho, że słyszę skrzypienie 
szronu pod butami, gdy Wiesiek wraca z nocnej 
zmiany w cegielni.
Smaruję grubą pajdę smalcem ze skwarkami
palę i nie mówię nic.
Gardziel połyka drobnostki, wsuwam się pod koc.
Studnia bieleje bezlitośnie 
rękawice na ganku - jak kora sztywne.
Zanurzam cynkowane 
wiadro - czule. Tu nie ma miejsca dla nasienia.
Kostki palców są zziębnięte 
świecą zimnym odblaskiem.
Rozdziawione w studni, na dnie
kołysze księżycem. 
Tępy stukot kropel o cembrowinę. Nadciąga lodowiec 
tracę zmarszczki, paznokcie.