trzy stany skupienia
Dodane przez mimowolnie dnia 22.09.2008 07:27
trzy stany skupienia



I. lotny - efemeryczny


o architekturze.


Tak naprawdę, to są tylko dwie rzeczy,
w które można wyposażyć swe dzieci:
pierwszą są korzenie, a drugą skrzydła.
- Hodding Carter


bohaterką będziesz ty na kształt jaki budują
skradzione myśli. ja teraz, o architekturze
w tańcu. dam tobie korzenie i sam przyrosnę
do twoich. - symultanicznie zerwę owoce
na znak grzechu - miąższ wetrę za uchem,
złej pogodzie na amen. szemrane zwiastuny
kiedy cofa się morze - kradnę dziarski wyraz
fizis na własny poczęstunek. nie boję się
patrzeć w purpurowy księżyc. teraz

skrzydła będziemy zawieszać na ramiona
jak przed podróżą, kiedy cofa się morze,
z ukłonem.

po spotkaniu, jest nas mniej o połowę
jak głoszą legendy.


o przechodzeniu.

wstrzeliłem się tobie pod kolano. na zawsze.
to miasto jest za małe dla nas dwojga, roger that!

byłaś ciepłym prądem. ja, dnem oceanu. godziny,
przyswajanie prawdy. choćbym stawał na palcach
wszystko rozbijało się o skały. mogłem pisać
o oliwkowych sadach, gdzie zaczyna się nowe,
kamieniach w kieszeni, z którymi kończy się stare.
o rzece.

kiedy polecieliśmy wysoko. pachniało rumiankiem
to miasto jest za małe dla nas dwojga, yessir!



II. ciekły - dysonans


nieokreślony


jak śliwka w kompot. kompost. bo coś, że jak, czy w ogóle
i nic. naiwny. bo tam na rękę i w to mi graj. kiedy
układam się do wyprofilowanej powierzchni, zmieniam kształty.
upodabniam. afirmuję. naiwny, że tak. aż tak.

zasypiam z upiorem świetlickiego pod poduszką. zastanawiam się,
czy warto tracić czas na dalsze fronty miasta i zdzierać palce
na drzwiach, kiedy jest tylko poruszenie. a poruszenia zwykle szybko
umierają. nawet wiosną.

czy ta religia to jeszcze naiwność, czy już nieopamiętanie.
zasypiam tak z dnia na dzień. zastygam. bez wniosków od jutra,
budzę się nieokreślony jak miejski gwar.


(dom)

Nawet nasze niespotkanie
Ma już tylko ślady dawnej urody
Biegnie tym śladem mój pies
Kulejąc na obie nogi
- Tomasz Jastrun


kiedy wracam na palcach jak po rozgrzanym betonie
sypią się kasztany na ramiona. burza odciska
piętno. stawiam rusztowania. łatwo mi przychodzi
spadanie z dachu, na języki w rozdrobnienia.

kiedy przychodzę nie wzruszasz ramionami, bo wiesz
jak ułożyć się przeszywająco. nierozerwalnie. po omacku
rozumiemy się lepiej. ja jestem zgrubieniem, ty
podszewką. w nieścisłości.

kiedy jestem brzegiem zbijasz z pantałyku
wzburzonym morzem zderzamy się. ustępuję przypływom
do abolicji praw fizyki. zderzamy się
na miękkich kolanach w masę, z której powstanie dom.
później pod burzą w labirynty.


Sir!

gdybym szukał porównania, znalazłbym je we właściwościach amoniaku

ważenie słów powoli w milczenie
tylko szept z okopów
we are in deep shit sir!
po same uszy.

w samochodzie brzmiała cisza. szumy
występowały tylko na granicach szyb
zaparowanie i rozstrojone radio
wyszedłem, do ciebie.

miałaś wczoraj światło w oczach,
ja wilgotne palce.

nie było cicho. było niespokojnie
ja z założonymi ramionami, na krzyż
na widnokręgi.

dzisiaj posiałaś gorczycę
teraz dajmy czas pszczołom


fiordy. czarnoziemy

-są ludzie, którzy karmią ryby kamieniami-

wypływam na powierzchnię, ćwiczę puszczanie kaczek
może później łapanie w garść gołębia. teraz,
najchętniej zbudowałbym wiersz o tym, że - wszystko
bieży

świerszcze, zakładki w książkach, czas. czarnoziem,
z którego wyrastamy. wchodzimy głęboko,
arogancko jak fiordy -

póki co otwieram przed tobą drzwi. kłaniam się
i truchleję na samą myśl, że wychodzisz.



III. stały - empiryczny

Szczecin.

zamknij mi oczy zanim zgasnę
Łukasz Szulborski

zanosi się na deszcz, powietrze strasznie spuchło
teraz, zanim nas połknie kaszalot na tym gigancie
i staniemy się liczbami w słupkach i wykresach wytłumacz
czemu w tak wielu wierszach miasta pozostają bezimienne
czy to wahanie czy niedookreślenia stanu w jakim chodzimy
spać

ja na ustach mam Szczecin


słoneczniki.

znikają blaski i kruszą się słońca
między słowami rozpalamy lampiony

w sprzeczności

nie ma muzyki i śladów herbaty

następnego dnia padają mury
koniec zabawy na postronkach
w zawieszeniu łuskamy słoneczniki

na strychu szaleje wiatr


o samotności (ptasie drogi).

do przeciwległych nas stworzono rzeczy
na innych piętrach i sypialniach
skupiamy nasze drogi w milczeniu
spacerami pod gołym niebem
po wyświechtanych chodnikach

pomiędzy jest spokojnie, samotnie.
tutaj dziecinny brak świadomości świata
z oczu, które mówią innymi barwami.
pomiędzy jest nic. pustelnictwo.

tak nas namalowano,
że należymy do innych pór roku.
innych czasów