Opowieści ze schroniska
Dodane przez kozienski8 dnia 23.10.2009 17:28
II

Ile już razy zwiędły kwiaty,
gdy bez urazy zamiast panie,
zwróciłem się do ciebie na ty,
ściskając dłoń przy powitaniu.

Nie zawsze też życzyłem dobrze,
nie czując winy podnieś kamień,
lecz nigdy by w tych skromnych progach
powitać cię radości łzami.

Podaj mi teraz lewą Janie,
niech ma prawica zimną rękę,
grzeje jak suknia małą Anię,
podszyta ciepłem twej panienki.

Chodź, póki jeszcze jasność źrenic
nie zgasła całkiem jak u ciebie,
znów zaprowadzę cię do granic,
schroniska co się kończy - nie wiem.

Pokutna mgła schodziła stokiem
a oni we dwóch ręka w rękę,
liczyli ile to już roków
jak zwiędły kwiaty na sukience.



III

Słuchaj jak wiatr w schronisko bije,
tak samo ja, mój dawny panie,
stukałem w drzwi dziadowskim kijem,
z tobołkiem krzywd na nim związanym.

Mówisz że deszcz po szybach dzwoni,
dudni o gonty jak kopyta,
wspominasz parę rączych koni
co cię przywiozły, gdzie - nie pytam.

Nie dziękuj mi że twoją ciemność
rozjaśniam słowem w kolor złoty,
bo sam ją kiedyś zdjąłeś ze mnie,
ucząc jak można pisać o tym.

Pozwól mi Janie swoją rękę
prowadzić w proste, równe zdania,
adresowane do panienki
albo jak dawniej u mnie - pani.

W starym schronisku pod granicą,
dwóch starców piórem w jednej ręce,
w ciemności rozbijanej świecą,
znów pisze pewnie o - czymś ważnym.