Wieże Krak-Bau
Dodane przez kozienski8 dnia 07.02.2010 13:04
Zbrojenie z Damasceńskiej stali, w Hefajstosowej kuźni kute,
szalunki z hebanowych bali, scalone milionem włókien.
Ławice wsparte na granicie, aby trzęsienia, huragany
nie mogły zakołysać szczytem, co sięga wrót niebiańskiej bramy.

Wieżę do nieba bez nadzoru, buduje nocą brać z Krak-Bau,
dla tych, co sądzą, że już pora ruszać do góry nią powoli.
Podobna do tunelu w skale, przez którą diamentowe ostrza,
nie zostawiając złudzeń wcale, scaloną masę tną na przestrzał.

Schody w niej będą zabiegowe, jednym, co zechcą przy poręczy,
na skróty w górę ruszyć biegiem, w tym samym się kierunku kręcąc,
dla eksportowych robotników, pozostawiono szerszą stronę,
za normy i akordy znikąd, przerwane połączenia z domem.

Taras zrobiony bez rysunku z widokiem w inne galaktyki,
które ktoś inny bez szalunków, zbudował, aby mogły świecić.
Na mlecznej drodze bez nakazów znikają gwiazdy w czarnej dziurze,
jak ziarnka piasku starte z głazów, zmrożone wraz z cementem w murze.

Pod wieżą twarde śpią granity, u szczytu wrota uchylone,
pomiędzy tym niesamowity, gwieździsty plac niewytyczony.

W Tuluzie budzik głośno dzwoni, w Montpellier kryzysowy ranek.
Ruszamy, by w dzień nie roztrwonić, co w nocnych snach wybudowane.