Smok mówi prawdę o Słoniu Tomaszu Trąbalskim
Dodane przez wiese dnia 28.03.2010 09:04
I wszystko, wiem to, przez Tomka żonę,
grubaśną, wielką słonicę Banię.
Wprost uwielbiała grzyby solone
i podpiekane flaczki baranie.


część druga, ostatnia

Szalał za nimi także Pan Tuwim.
Często w gościnę do słoni chadzał.
Pewnego razu do Banii mówi:
Czemu nam Tomasz ciągle przeszkadza,

grzybków nie jada, nie lubi flaków,
trąbę wykrzywia, stale wybrzydza.
Jak wariat marzy wciąż o szpinaku,
to kalarepa, to kukurydza.

Mam tego dosyć, kochana Banio,
tych jego fochów, jego grymasów.
Obmyślę sposób, by całkiem tanio
pozbyć się słonia. Nie tracił czasu.

Zgrabnie napisał, że słoń Trąbalski
ma słabą pamięć, że zapomina,
że się przedstawia jako Bimbalski,
że na swą żonę mówi Janina,

że lubi wodę paskudną z Nilu,
że robi sobie z kolegów żarty,
(Trąbalski nie znał ni Krokodylów,
ni słoni, które grywają w karty).

że z baru wraca późno do żony,
że imion dzieci już nie pamięta.
Tomasz Trąbalski był urażony,
natychmiast udał się do rejenta.

Od niego pobiegł do adwokata.
Nie był u szewca ani u krawca.
I do kowala wcale nie latał.
Słoń chciał, by grubej intrygi sprawca

przez sąd przykładnie był ukarany.
A nasz poeta, przebiegły wielce,
flaczki pożerał uradowany,
dziarsko wiosłując srebrnym widelcem,

który mu Bania z wdziękiem podała.
Pomyślał Julian, stary przechera,
że tak się skończy historia cała.
Trąbalski w środkach już nie przebierał.

Wrócił do domu, rąbnął Tuwima
tą trąbą, którą wspaniale kręcił.
Na Banię łypnął złymi oczyma.
Spytał: naprawdę nie mam pamięci?

Doszła do wniosku głupiutka Bania,
że z poetami ostrożnie trzeba.
A Tuwim zniknął bez pożegnania,
żując ostatki łatwego chleba.

Z rozbitym nosem, z bolącym uchem,
Oczy rumiankiem lekko przemywał.
Bo miał się spotkać z Grzesiem kłamczuchem
Mnie nie dziwiła ta komitywa.

Raz się przegrywa, raz się udaje.
W życiu poety tak często bywa.
Lepiej wymyślać baśniowe kraje.
Już pędzi do mnie lokomotywa.

Wy pamiętacie tylko o jednym:
Tomasz Trąbalski nie miał pamięci.
A ja znam sedno: Tuwim był wredny.
Zakpił ze słonia. Zręcznie przekręcił

prawdę i fakty, bo mu wygodnie
flaczki pożerać było w gościnie.
Teraz zakładam zielone spodnie.
Wyruszam w podróż zanim dzień minie.

Wciągam nowiutkie smocze kalosze
różowy kubrak, żółte skarpety.
A Trąbalskiego zaraz poproszę,
żeby na stacji kupił bilety.

Mógłbym go zabrać, wraz z Ruth Kosmiczną,
do ciepłych krajów, gdzie rośnie szpinak.
Lecz poza Banią, podobno śliczną,
świata nie widzi. IRGA maryna*.

*ważne smocze zaklęcie, taka mantra