Blog-rok (czyli wiersz nie - wiersz)
Dodane przez Artur Miścicki dnia 11.09.2010 09:23
STYCZEŃ
Moc uniesień na widok babci ciągnącej sanki
z wiaderkiem węgla.
Spomiędzy czarnych brył wystawiają swe łebki
jakieś Nergale, Demony i jeden Jordan - wcale nie koszykarz.
Nie pękaj babciu; damy radę.
I styka.

LUTY
Lutowanie dźwiękiem. A Invisible Man i tak pozostaje
jedynie mało znaczącą
ozdobą dekoltu.
Deszcz ze słuchawki i mokre włosy
za to mają znaczenie fundamentalne.

MARZEC
Marzenia o marzeniach.
Tęsknię za tobą. Gdzie jesteś?
Cytaty wcale nie wyrwane z kontekstu.
Czy to kłamstwo rzucone
jednemu z nas w twarz?
I co z tego?
Życie jest tylko dziurą po pierniku ukradzionym
z chatki Baby Jagi.
Z tarczą

KWIECIEŃ
Porażająca zieloność zapijana piwem.
A może kawa bardziej by pasowała?
Jest przecież ciepła.
Przerażenie na widok konia wiercącego
dziurę w brzuchu własnym popręgiem.
Kwitnienie. Jak to w kwietniu.

MAJ
Maj się dobrze.


CZERWIEC
W sumie udany miesiąc.
W zakończeniu pada deszcz.
Jak w każdy samotny weekend zresztą.
Trwam.
Deszcz. Ale ja z tych co nie twierdzą,
że kto pluje w twarz.

LIPIEC
Wielka lipa. Akurat do siadania pod nią.
Wypierduję tam swoje wiersze, które obracają w
nicość każdy litr mleka wysikany przez głupie
i szalone krowy.
Ostatnio sklonowane.

SIERPIEŃ
Powstają kolejne obrazy na kolejną rocznicę. Martyrologia.
Stąd już tylko jak sierpem rzucić.
Na kolana.
Bolą.

WRZESIEŃ
Coraz gorzej. Odbija mi się lipcowym mlekiem.
Czniam cały ten chłam.
Bociany olewają swoją robotę i odlatują do ciepłych
krajów pozostawiając po sobie
niewykorzystaną, starą spermę. Pachnie ciepła skóra
i moje imię powtarzane
nocą.
Wieje.

PAŹDZIERNIK
Lunatyczne bycie w niebycie łączące popapraną
rzeczywistość z mglistą przyszłością. Permanentna
cisza w telefonie. Ubiję gada.
Zimno.
Seks w deszczu.
Ambitny;
opłacony kasłaniem nad łyżką wspomnień tych
miesięcy.
Żerujące sępy spławione stępa nie znajdują
dla siebie ścierwa.

LISTOPAD
Dupa wołowa.
Bo i wołowej skóry zabraknie by zapisać
wszystkie te cudowne chwile.
I drugiej by utrwalić te złe.
Do listopada jeszcze daleko.
Tylko fantazjuję.

GRUDZIEŃ
Łzy ubiegłorocznego Sylwestra wciąż zabijają swoją
świeżością. To jest jakiś dylemat. Rozwiązał go
pewien Juliusz przekraczając Rubikon.
A co na to Rubik?
Nie opuszczę tego pokoju w panice.
Ale też i nie będzie tam żadnych Hoghartów, Dudów(Mariuszów),
ani żadnych Christopherów czy innych Wagnerów.
Miłosz też nie zaproszony.
No, może Fredro, Joel czy inny Kazik(Staszewski)
Ludzie za to będą.
Żywi - już nie wirtualni.
Ludzie. O nich pisał Żeromski.