ballada między żebrami
Dodane przez sykomora dnia 03.07.2011 10:02
A kiedy stracił ją z oczu i sad za oknem zostawił,
i dom w tym sadzie - rzuciła w powietrze płacz jak sieć, później
nikt łez już nie widział, żaden szloch ścian nie obudził w nocy.
Ludzie myśleli, że ręce składa na piersiach z rozpaczy,
bo przecież musiała tęsknić, skoro nie było innego
odkąd sięgali pamięcią zarumienionych policzków,

warg rozchylonych w uśmiechu. Bóg szukał go w cieniu starej
jabłoni, we mgle porannej podchodzącej pod próg, w dymie
z komina a nawet w ziemi (bo zmarli wstają czasami
za późno, by pójść przed siebie), wreszcie pomiędzy żebrami
kobiety ujrzał kolczasty puch, unoszony oddechem.
Nie przestraszyła się wcale, gdy gniew Bożą twarz zachmurzył.

Ojcze - zawołała - ty masz w ogrodzie kwiaty ze wszystkich
łąk a w koronach twoich drzew gniazda zakładają ptaki
ze świata czterech stron, każdy, kto kochał, kto był kochany,
wraca do ciebie na zawsze, mnie został tylko ten kłębek
bólu drżący pod dotykiem dłoni, więc nie rozdzielaj nas,
dopóki jedno musi żyć
- zasmuciła Pana prośba

z niemądrej miłości. Słuchaj - rozkazał - jak skarży się ten,
którego pragniesz zatrzymać, nie pamięta, kim był, nie wie,
kim jest, twój głos nie obudził w nim niczego prócz cierpienia
-
pojęła niewiele, tylko żal nieprzerwany przez wieczność
przemówił i nieskończony smutek, gdy pozwoliła mu
odejść - jak uwolniona z rąk jaskółka wzbił się. Wysoko.