MÓJ DZIONEK
Dodane przez viviana dnia 30.05.2014 09:06
MÓJ DZIONEK


Niech no słoneczko zapuka w okno,
przedrze się złoty promyk przez szpary,
a już się budzę, pod prysznic prosto
gnam, by ze skóry spłukać koszmary.

Odkręcam kurki. Buchnęło parą;
Dusza się z piersi wyrywa pląsem,
bo nie ukrywam, że lubię bardzo
pławić się w błogiej gorączce.

Po wyjściu kawa, noga na nogę,
z balkonu sycę wzrok okolicą.
Kot się o nogi, mrucząc ociera...
- Szczęśliwi czasu nie liczą.

Złotokap listkiem drgnął nieformalnie,
ptaszek się pewnie pod nim ukrywa;
Poczułam w sercu rozdygotanie,
- odkładam tomik Norwida.

Wykręcam numer, dzwonię do Misia;
- Dziś na dwunastą zamawiam obiad!

O pierwszej, muszę być w bibliotece,
w niej europoseł, co sztab ma w Indiach,
z mobilizacji planem jest przecież.

Założę szpilki. Kapelusz z piórkiem
włożę na czubek, odkryję uszka,
wszak w rękawiczkach białych pan będzie ,
z nim globtroterka hinduska.

A po werbunku, żeby ochłonąć
pędzę na lody i do galerii
jedziemy z mężem, już na spokojno,
kupić tupecik i sztuczne rzęsy.

Kolację zjemy znowu na mieście,
- może się tajniak jakiś przysiądzie;
Nad szklanką whisky - mam to na względzie,
może sekrecik jakiś wyciągnę.

Nocą, gdy księżyc sierpem tnie chmury,
a ptaszki smacznie śpią w gniazdkach,
siadam sam na sam z moim komputrem
i skrobnąć parę słówek się staram.


Miś - jadłodajnia w Zelowie