Wizyta kostuchy we wsi zabitej dechami
Dodane przez Leliwa dnia 30.06.2015 14:28
Najpierw ptaki zamilkły i ciasno skulone
pochowały się w zbożu albo w gęstych liściach.
Wokół wszystko zamarło. Nawet lekki powiew
nie poruszył gałęzi, kiedy ona przyszła.

Gdzieś przepadła melodia kołysanych krzewów,
zgasła wąska przepaska polnego strumienia.
Bóg nie chciał się odezwać, bowiem nie mógł nie móc,
więc udawał, że zasnął lub naprawdę drzemał.

Ludzie ze wsi klękali przed małą kapliczką
bielejącą wśród floksów przy spółdzielczym sklepie.
Ale święty jak z drewna - smutno patrzył milcząc;
wiedział, że co być musi, wydarzy się przecież.

Tylko czarny żuk gnojarz w piasku znaczył ścieżkę,
obojętny na przyszłość, widział to inaczej.
Toczył kulę przed sobą, bo wiedział, że jeszcze
kawał drogi do miejsca, gdzie zakończy pracę.