Kopysno
Dodane przez Jacek Mączka Tendzin Tendzin dnia 05.09.2017 20:00
Pozwól, że nie napiszę wiersza
z Kopysna, w którym się znalazłem,
bo schodzenie z drogi mam we krwi.

Była niedziela, umyte samochody,
stragany. Smukli motocykliści w czarnych
skórach pielgrzymowali do Kalwarii Pacławskiej.

Może trzyletni brzdąc ciągnął na patyku wehikuł
z jakimś gluciastym stworem w kolorze
fluorescencyjnej zieleni, którego kupno

wymusił wrzaskiem. Przypomniały mi się
drewniane motyle na patyku klaszczące
skrzydłami. Brzydkie dziewczyny o ziemniaczanej

cerze w jadłodajni pod domem pielgrzyma
dziobały widelcem chude, spalone schaboszczaki.
Znalazłem się w Kopysnie, miejscu po miejscu,

gdzie smutny wysoki mężczyzna, nie odpowiadając
na moje powitanie, ładował na traktor pniaki olchy.
Gdybyś jeszcze miał wątpliwości - zawsze w tekście

są jakieś szczeliny, które mogą okazać się spławną
rzeką. Tylko trzeba być w komitywie, zatem - idź
kup pęczek lichych marchewek od kobiet - ustawiły

niedaleko krawężnika parę skrzynek na chodniku.