Opowieść o bukiecie kwiatów
Dodane przez Janusz dnia 31.10.2017 00:07

       Trzeci listopada - wiadomo, Hubert... Wczesnym wieczorem, z pięknym bukietem różnokolorowych kwiatów w ręku, jechałem zatłoczonym autobusem na imieniny. Obok mnie siedział wiekowy starzec. Wydawało mi się, że śpi. Nagle ożywił się i oczami pełnymi zachwytu zaczął wpatrywać się w kwiaty. Długą chwilę milczał, wreszcie odezwał się słabym, z lekka trzęsącym głosem - Jakie one piękne... To by się dopiero moja żona ucieszyła, gdyby takie dostała... Za chwilę dodał - Niestety, pan rozumie, emerytura jak dziadowski grosz, a tu jeszcze wnukowi trzeba pomóc. - Zamilkł, ale wciąż wpatrywał się intensywnie w bukiet. Pomyślałem sobie: może naciągacz? A jak nie? Może to los prowokuje mnie do zrobienia czegoś dobrego? Gdy stary człowiek podnosił się do wyjścia, zwróciłem się do niego - Proszę pana, niech pan weźmie te kwiaty i wręczy żonie. Dla mnie to głupstwo, kupię nowe. Tam gdzie wysiadam, jest niedaleko kwiaciarnia. - Staruszka jakby na chwilę zamurowało. Przez sekundę taksował mnie niepewnym spojrzeniem, jakby sprawdzał, czy nie żartuję, po czym prawie wyrwał mi bukiet z ręki i nawet nie dziękując, zaczął przepychać się do wyjścia.
       Właśnie autobus zatrzymał się przy cmentarzu, nad którym tliła się jeszcze łuna z dogasających zniczy. Zanim ponownie ruszył, zdążyłem zauważyć, jak staruszek, przyciskając bukiet do piersi, idzie w stronę cmentarnej bramy i niknie w jej czeluściach.