Protokół z pewnej konwencji
Dodane przez romanwosinski dnia 26.08.2007 16:05
Natenczas wódz uchwycił niższy odeń nieco
pulpit od mównicy. Już żarem ślipia świecą
takim, co to opatrzność przydziela niewielu,
by zagrzewać do walki w imię wielkich celów,

a na drewnie szlachetnym spocząwszy oburącz,
łypnąwszy na tłumy czoło zasnuł chmurą
i nabrawszy powietrza zapas odpowiedni
mlasnął po raz pierwszy! Lud wierny z rzędów przednich

oniemiał był z zachwytu, lecz już w chwilę potem
na foteli oparcia opadł z ciał łoskotem
i reakcję gwałtowną przekazując dalej
przetoczył uniesienie w meksykańskiej fali.

I popłynęła mowa piękna, złotosłowna,
przejrzysta, patriotyczna, w wymowie wymowna.
Co zdań kilka w tyradę wplątane owacje
jednomyślnie przyznają piewcy prawdy rację.

Wyczarował orator taką atmosferę,
co to kiedyś już była, lecz poszła w cholerę.
Nagle z okiem zamglonym powstał słuchacz z krzesła
i wzruszony zakrzyknął: niechaj żyje Wiesław!