Wizyta w przychodni
Dodane przez Janusz dnia 05.05.2021 18:52

Z cyklu: Swojskie dialogi


Jest godzina 12:30. Podchodzę do recepcji: "Nazywam się Tak i Tak, jestem zapisany na 12:40. Do którego gabinetu mam się zgłosić?r1; Ponura panienka odpowiada: "Proszę siąść i czekać, pani doktor poszła na oddział!" Pytam, kiedy wróci. "Nie wiem kiedy, jak wróci to pan wejdzie!" Usiadłem, czekam... Mija pół godziny i nic. Ponieważ nie podobał mi się tępy wyraz twarzy panienki, podszedłem do innej: "Proszę pani, czy pani doktor od neurologii naczyniowej już może wróciła?" Ona: "Przecież już od godziny przyjmuje! Ja: "Aha... Bo pani koleżanka powiedziała mi, że pani doktor jest na oddziale". Wtrąca się ponura: "To pan do neurologa, myślałam że do psychologa, bo tu takich najwięcej. To dlaczego pan nie powiedział?" Ja, lekko podenerwowany: "Bo pani nie pytała! Ale to już nieważne - w którym pokoju pani doktor przyjmuje?" "W 428". Ja: To gdzieś tutaj, tak?" "Nie, przejdzie pan do drugiego skrzydła i potem pół piętra niżej". Poszedłem. Była już 13:10, czyli pół godziny po terminie. Przed gabinetem kłębi się tłumek. Okazuje się że jest prawie godzinne opóźnienie. Pytam, kto jest na 12:30, bo ja jestem na 12:40. W tym momencie jakiś babsztyl wrzeszczy: "Pan nie może być na 12:40, bo ja jestem na 12:40." Uprzejmie tłumaczę: "Proszę pani, jestem dżentelmenem, na pewno puszczę panią pierwszą, proszę się nie martwić" Na to wtrąca się druga: "Ale po tej pani to ja wchodzę, pani doktor przyjmuje tylko do drugiejr1; Ja, już mocno poirytowany: "To nie moja wina, szanowna pani, że tutaj jest bałagan!" Poszedłem do recepcji i zażądałem wyjaśnienia sprawy. Moja mina podziałała - panienka poszła do pani doktor, coś tam sobie poszeptały, po czym wyszła do ludzi i ogłosiła, że następny wchodzę ja. Rozległy się jakieś gniewne pomruki, ale do mordobicia nie doszło.
Punkt o 13:50 wszedłem do gabinetu. Po oglądnięciu wyników poprzednich badań pani doktor, skądinąd bardzo miła, orzekła, że właściwie nie wiadomo po co do niej przyszedłem, bo powinienem być od razu skierowany do pracowni laryngologicznej. Na moją nieśmiałą uwagę, że to nie ja podejmowałem decyzję, nie zareagowała. Wypisała mi stosowne skierowanie, udzieliła kilku dobrych rad typu: "Proszę nie wykonywać gwałtownych ruchów przy podnoszeniu się z łóżka" i na tym cała przyjemność się zakończyła. Po dziesięciu minutach wyszedłem - po drodze minąłem prosektorium i chłodnię. Ponieważ się śpieszyłem, nie zaglądnąłem do środka. A szkoda, bo byłoby to ciekawe uzupełnienie wrażeń.