SPACE TREK 3000: ALTARVEN (Część V)
Dodane przez Nadzieja dnia 17.11.2021 04:48
CZĘŚĆ V


Był piąty dzień, gdy Delta zdał
Svenowi sprawozdanie:
"Wysoka Rada dzisiaj ma
zwołać swe posiedzenia dwa:
zezwól na rozeznanie."

"Idź, lecz niech nie wykryją cię;
bo mimo szczerych chęci
postrzegam wszystko jak przez mgłę;
nie mogę dociec, jaką grę
prowadzą - co się święci."

*

Locke zaś do Fenna udał się,
by zadać mu pytania,
które wracały doń co dzień
na myślach cieniem kładąc się
od czasu lądowania.

"Odkąd opuściliśmy wrak,
każdy z nas zauważył
w układzie tym zupełny brak
- przyznasz, że to niezwykły znak -
żołnierzy, broni, straży.

Wszystko wskazuje, że od lat
cieszycie się pokojem:
jakiż na wroga macie bat,
lub jak zwycięsko i bez strat
wyjść potraficie z wojen?"

Fenn brew swą zmarszczył: "Wybacz, lecz
pojęć twych nie rozumiem;
chociaż daleko sięgam wstecz
myślą i znam tu każdą rzecz,
wyjaśnić ich nie umiem.

Są u nas mędrcy - radzę byś
jednego z nich odwiedził;
jeżeli chcesz, możemy iść
z nim się rozmówić jeszcze dziś:
tam znajdziesz odpowiedzi."

*

Mędrzec Savaren odrzekł mu
z miejsca na powitanie:
"Wiem, z czym przychodzisz; chciałbyś tu
usłyszeć, jaki odpór złu
dają Altarvenianie.

Wiedz, że nikomu tutaj nikt
własności nie odbiera;
każdy ma swoją; własny wikt,
a żądza władzy żadnych klik
zwaśnionych nie pożera.

Nie znamy tutaj, co to lęk,
wolni od walk szaleństwa;
gdy nie zagraża broni szczęk,
każdy, miast słyszeć ofiar jęk,
zażywa bezpieczeństwa."

Rzekł Locke: "A jeśli podbić was
zewnętrzna chce potęga?"
"Odkąd swój bieg rozpoczął czas,
niczyja moc z niczyich baz
obszarów tych nie sięga."

"Sądzicie więc, że żaden wróg
was nigdy nie pokona?"
"Gdy nie ma zła oddanych sług,
nie trzeba dąć na trwogę w róg
i zbędna jest obrona."

Gdy Locke opuścił mędrca, czuł,
że jest jak odurzony;
plan się w umyśle jego snuł,
karty wyłożyć czas na stół;
a wzrok miał rozpalony.

*

Delta zaś zdążył wrócić już
ze zwiadu wprost do Svena;
ten spytał szybko: "No i cóż?
Jaka jest - raport zaraz złóż -
wolności naszej cena?"

"Nie wątpię, że chciał będziesz znać
Wysokiej Rady wnioski;
spokój w twe serce pragnę wlać:
naprawdę chcą nam statek dać
ze szczerej o nas troski."

Rozjaśnił wtedy Svena twarz
z uśmiechów ten najszczerszy;
wtem nadszedł Locke; "Też raport zdasz?
Mów zatem prędko: co dziś masz
nowego dla nas, Pierwszy?"

Pytasz, więc ci odpowiedź dam:
zostaję, kapitanie;
i część załogi, którą sam
pod swą komendą teraz mam
też ze mną tu zostanie."

"Nonsens! Na rozpad żadnej z flot
nigdy nie narazimy;
choc trudny był wydarzeń splot,
razem rozpoczęliśmy lot
i razem też wrócimy."

Rzekł Locke porywczo: "Serce mi
pierwszy raz tu zabiło;
więc gdzie poczwórne słońce lśni
chcę przeżyć resztę swoich dni:
znalazłem sens - i miłość."

Lecz w oczach Svena błysnął gniew:
"Dość tego, komandorze!
Posłuch winieneś wobec mnie,
a w domu żona czeka cię
i twe małżeńskie łoże."

Rzekł Locke szyderczo: "Cenisz więc
bezwolność i inercję?"
Sven zawrzał: "Milcz - bo każę cię
zanim odlotu przyjdzie dzień
osądzić za dezercję."

Zawzięcie usta zaciął Locke,
zimno zasalutował
ze Svenem swój krzyżując wzrok
i choć to był zuchwały krok -
opuścił ich bez słowa,

Rzekł Sven do siebie: "On mi wszczął
bunt jawny na pokładzie;
jeśli w to dalej będzie brnął,
trzeba go zmusić, by kark zgiął,
nim sprawę odda Radzie."

Delta zaś niewzruszony stał:
"Niech cię ta rzecz nie smuci;
nagły go impuls teraz pchał:
choć mówi, że by zostać chciał,
on wkrótce do nas wróci."