Podróże: Kijów-Radivilov-Lwów
Dodane przez Janusz Gierucki dnia 04.03.2022 06:32
Bywa, że i policja niesie dobrą nowinę.
100 wiorst przed Lwowem i 150 na godzinę.
W nagrodę za osiągi na ukraińskich drogach
jedyne 16 hrywien.
Bo prawdziwy podróżnik dobry kontakt
z każdą policją świata zawsze mieć powinien.
Dlatego po chwili gnaliśmy już za ich wozem
na sygnale
do wioski gdzie mieszkał ich brat-łata
(Siergiej - posterunkowy )
właściciel Moskwicza (410H 4x4 , absolutny unikat)-
właściwie nie targował się wcale.
Dlatego zostałem wydelegowany do transakcji opicia
i bez przeszkód sprawnie się z zadania wywiązałem.

Bez trudu nawiązując właściwe kontakty. 
Zacnemu gronu miejscowych pijaków
osobiście przewodził kierownik lokalnej piekarni.
Honory czynił także mój przelotny przewodnik -
cały w orderach
jak to jest w zwyczaju u naszych wschodnich meneli.
Litr samogonu ledwo starczył za toast - jak zwykle
za wasza i naszą, no i sojusz międzynarodowy
na cześć innostrancow - poljakow
co pierwsi wsparli kolor pomarańczowy.

Właśnie wtedy do towarzystwa dołączyła Ona.
Ksenia - praprawnuczka Bohdana..
Lokalna piękność i metresa kierownika piekarni.
Zatem przyszło mi czynić
zwielokrotnione honory gościa
stawiając suszone rybki i kolejną flaszkę.
Słowiańska gościnność ustalała hierarchię toastów.
 
Ksenia już po drugiej butelce postanowiła
rzucić piekarza, męża i ojczyznę...
Jak zwykła to czynić ta część kobiet co zawsze wierzą
w spełnienie swych pragnień dzięki swej inicjatywie.
Od tej chwili w konwersacji biesiadnej przewodziła - Wolność.
Nikt nie słyszał o Wołyniu. Nie mieli wiedzy także o tym
co oznacza nazwa Radivilov - miejsce
zacnego spotkania.
Z pewnym trudem przyszło mi zatem tłumaczyć
historycznie powikłane proweniencje..
Lecz nie odniosłem wrażenia
aby ich to specjalnie zajęło.
Może jedynie na chwilę, na hasło - wolność kozacza..
Lecz teraz ja o Jeremim przez subtelność
już nie wspominałem.
(aby nie psuć atmosfery przyjęcia)
i resentymentom nie uwłaczać)

Bo i tak już po chwili - mnie
sukcesora wszystkich błędów
Rzeczypospolitej Obojga Narodów
pierwszego wniesiono do auta.
Ksenia po kozacku abordażu
tylnej kanapy dokonała sama.
Choć , jak później słyszałem
spotkało się to gwałtownym protestem piekarza.
Podobno wołał już mniej gościnnie -
K chertu z vamy a ty, Kseniya - suchyy pishov na huy..'..

I w tej magicznej atmosferze spotkania
postunijnego narodka
(co pierwsze unie europejskie zdeprawował gładko)
daliśmy się uwieź(ś)ć do Lwowa tak łatwo
jak to możliwe tylko w klasyku Audi 90 quattro.
(który prowadził Seba, miłośnik off road'u
i kozackich stepów)
W radio grała nam skoczna muzyka.
Zapoznany Tymko śpiewał chórem
swój największy przebój
 
..Hej, hej, hej sokoły
omijajcie góry, lasy,pola, doły..
 
Tymczasem czułe usta Kseni
sposobiły mojego sokoła
do wzlotu ku nieznanym rejonom
historycznych penetracji.