PIĄTA PORA ROKU
Dodane przez admin dnia 01.01.1970 01:00




Skąd usilna potrzeba stwierdzeń pchających się jak
Nawiedzony świadek, potrzeba dopełnienia miary tego, jak nas ustawiono
I jak ustawiliśmy przebieg szarad o bardzo czytelnych hasłach?

Było wulkanicznie, to fakt. Zapachy mydlanych ziół unoszące się
Z wyciągniętych rąk dziewczynek, rozstrzelone pytania i
Już tylko hotel wbity w oczodół dworca. Może ślady, drobne bo drobne,
Ostentacyjnie zostawione na stołach i kocach chciałyby przemówić mniej

Zdawkowo, ale zginęły w zadymce deszczu i
Ochlapani błotem, już nie wchodząc po kryjomu do pokoju
Kolegi, mieliśmy coraz większy przesyt w małym palcu,
Jak złowione ryby w podbieraku, zdani i zaniechani.

A potem nie było już żadnego potem, tylko dydaktyczny wizg nieotwartego
Spadochronu, gdy pod czaszą przepastnego nieba zaległ chudy i czerstwy
Poranek, przez który przeszedłeś jak po linie a porowata
Ściana dnia poddawała się coraz większym uderzeniom schodzącym się jakby
W jednym, przenośnym punkcie, zależnie gdzie przystanąłeś.

Czy będziemy jeszcze raz trafieni strzałą lecącą nie wiadomo gdzie,
Dogonioną przez żółwia czy kucyka? Wzięci w słoneczny nawias,
Lekko oszołomieni przyjdą prosić cię o zdjęcie śniegu.