poezja polska - serwis internetowy

STRONA GŁÓWNA ˇ REGULAMIN ˇ WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW ˇ IMAK - MAGAZYN VIDEO ˇ AKTUALNOŚCI ˇ FORUMSobota, 04.05.2024
Nawigacja
STRONA GŁÓWNA

REGULAMIN
POLITYKA PRYWATNOŚCI

PARNAS - POECI - WIERSZE

WIERSZE UŻYTKOWNIKÓW

KORGO TV

YOUTUBE

WIERSZE /VIDEO/

PIOSENKA POETYCKA /VIDEO/

IMAK - MAGAZYN VIDEO

WOKÓŁ POEZJI /teksty/

WOKÓŁ POEZJI /VIDEO/

RECENZJE UŻYTKOWNIKÓW

KONKURSY 2008/10 (archiwum)

KONKURSY KWARTAŁU 2010 - 2012

-- KONKURS NA WIERSZ -- (IV kwartał 2012)

SUKCESY

GALERIA FOTO

AKTUALNOŚCI

FORUM

CZAT


LINKI

KONTAKT

Szukaj




Wątki na Forum
Najnowsze Wpisy
Chimeryków c.d.
FRASZKI
,, limeryki"
Co to jest poezja?
EKSPERYMENTY
playlista- niezapomn...
"Na początku było sł...
Ksiądz Jan Twardowski
Bank wysokooprocento...
Monodramy
Ostatnio dodane Wiersze
Krótkie pożegnanie d...
Miauczenie zwrotne
fornir
Za horyzontem
Habitat
Kropelka tlenu
Majowo...
Zejście
Prywatnie
TO MUSIAŁO NADEJŚĆ
Wiersz - tytuł: Cień Barbary U.
Parę metrów obskurnej, cuchnącej przestrzeni,
wyszczerbiona miseczka i przegniła słoma,
teraz są całym światem, a nie tylko - domem,
będą mijać dekady, tu - nic się nie zmieni.

Fakt, przejrzałaś się kiedyś w diabelskim zwierciadle,
zawieszonym nad głównym wejściem do kościoła.
Powiedziałaś: dziś milczy, ale mnie zawoła,
wtedy - idąc ku światłu w czarną czeluść spadnę.

I spadłaś - do tej celi w końcu korytarza,
do więzienia w więzieniu, mówiono - "in pace",
twój rozpaczliwy skowyt przechodniów przerażał.

Z "Tottentanz" twoje ciało, w myślach - gęsto, mętnie,
zjawo w strzępach habitu, masz pod rzęsą żagiew,
niedoszła tajemnico, co stałaś się piętnem.



Sprawa Barbary Ubryk, w c.k. Galicji potraktowana - jak zwykle, stała się znana na zachodzie, a szczególnie we Włoszech, gdzie posłużyła zwolennikom ich zjednoczenia jako przyczynek do negowania sensu istnienia państwa kościelnego, co w konsekwencji zmieniło jego rolę i znaczenie na arenie międzynarodowej.
Dodane przez Ewa Włodek dnia 19.08.2013 00:01 ˇ 30 Komentarzy · 727 Czytań · Drukuj
Komentarze
kropek dnia 19.08.2013 00:07
biorę. naprawdę dobre!
dzięki za podanie.

pozdrawiam, witek
aleksanderulissestor dnia 19.08.2013 00:28
-:))odrzućmy politykę
wiersz jest świetny
b. współczesny
pozdrawiam -:)))
wiese dnia 19.08.2013 04:20
słówka do wykorzystania:
zatęchła, blaszanka , będą mijać--> przeminą

nie wierzę w zwierciadło zawieszone nad głównym wejściem;
tu powinna być przywołana jakaś diabelska sztuczka;

i przechodnie są tu niewiarygodni, po pierwsze- z powodu
klauzury, po drugie - z powodu dbałości o zachowanie tajemnicy;

trudno mi zlokalizować żagiew :)

wiem, ze w c.k. to niemce raczej, ale tu lepszy
byłby danse macabre niż totentanz, mp. figuro z danse macabre...

tajemnico, co stałaś - to co jest takie protetyczne,
że aż strach

proponowałbym jeszcze podrążyć, poprzymierzać,
a efekt będzie iście gotycki

hey
Ewa Włodek dnia 19.08.2013 06:47
kropek:
ooo, Witku, to się cieszę, że bierzesz...Ślicznie Ci dziękuje, za odwiedzinki, za chwilę dla wiersza i za dobre słoa. Pozrowieńka posyłam z uśmiechami, Ewa

aleksanderulissestor:
faky, Aleks, najpierw było tylko poczucie przyzwoitości pewnego człowieka, który wiedział o sytuacji i wiedział, że wszyscy wiedzą od dawien-dawna, więc postanowił coś w końcu zrobić w tym kierunku i wysłał zawiadomienie do policji w Krakowie, oraz - na wszelki wypadek - do Wiednia. Sprawa polityczna za granicą to się z tego zrobiła później, gdy w Krakowie tak zwane elity intelektualne przekonywały, że nic się nie stało i wszystko było w jak najlepszym porządku...Dziękuję Ci, Aleks, pięknie, za poczytanie, za czas dany wierszowi i za serdeczne słowo. Samo dobre z dygnięciami i uśmiechem posyłam, Ewa

wiese:
- nie wierzysz? To powiedz to Zbigniewowi Harbutowi niejakiemu! To on wprowadził w swojej książce motyw "diabelskiego zwierciadła", które wisiało nad głównym wejściem do kościoła w Wągrowcu, skąd pochodziła Anna (Barbara) Ubryk. Podobno, jako mała dziewczynka, została podniesiona przez tamtejszego kościelnego, żeby się mogła przeglądnąć w tym lustrze, a ona, bardzo przestraszona, powiedziała, że widziała tam diabła, który jej pokazał drogę do nieba, prowadzącą do piekła. Ale może Harbut nazmyślał, albo co?
- niewiarygodni przechodnie - no, jak to w Krakowie! Jeszcze jako dziecko, gdy okazjonalnie słuchałam tej historii, opowiadano, wtedy, w nocy, gdy było w mieście cicho jak makiem siał (nie to, co dziś, Kraków szedł spać o zmroku, bo cieciowi się płaciło za otwarcie bramy, a centusiom to nie w smak było, nie wiesz?), to jak się mijało przypadkiem mur klasztorny od Botanicznej, to można było usłyszeć wycie, krzyki i inne takie. Wtedy też powstała w mieście gadka, że na Botanicznej straszy duch zamurowanej zakonnicy, bo ludziom się w głowie nie mieściło, że mogłaby tyle czasu żyć jednakowoż. No, ale pewnie Krakauery - to bajkopisarze, nie dziw się, smoka wszak wymyślili.
- żagiew - w dokumentacji medycznej po przewiezieniu B.U. do szpitala zamieszczono jej szczegółowy opis, w tym także wzmiankę, że generalnie była bardzo spokojna, ukladna i przyjazna wobec personelu, boczyła się tylko i "palącym wzrokiem" patrzyła, gdy zbliżała się posługująca szarytka.
- Totentanz zostanie, w końcu w naszej "szerokości geograficznej" gównie tej nazwy używano wtedy, kiedy te motywy "były na topie", francuska wersja nazewnicza wyparła niemiecką dużo później. Więc niech sobie w tym "poniemieckim" Krakowie zostanie "poniemiecki" Taniec Śmierci. Tak dla zachowania kolorytu lokalnego.
- a to moje "co"? Tak samo uprawnione z punktu poprawności językowej, jak inne poprawne ewentualności. A podrążyć, poprzymierzać - zawsze można, w końcu ruch jest podstawą...Cudne Ci dzięki, Smoku, żeś kuknął, luknął i podzielił się ze mną Swoimi waąpliwościami. Pozdróweczki posyłam liczne i dyg, dyg, uśmiech, uśmiech, Ewa
ara dnia 19.08.2013 07:08
Ewa Włodek
czytałam z "otwartymi ustami",wiersz-bardzo ciekawy i pozwalający na powrót do przeszłości.
serdecznie pozdrawiam :)
haiker dnia 19.08.2013 08:29
Wiersz wygrany na taniej emocji, na którą gawiedź można złapać - zarówno by przestraszyć jak i przyciągnąć uwagę.

Rozumiem, że mówimy o XIX w. i trzeba wziąć pod uwagę, że dopiero co - Pinel we Francji - zaczęto chorych psychicznie uwalniać z więzów. Plebs ma to do siebie, że nie widzi, a gdy już mu się wrzuci pod oczy to jest oburzony. Nie chodzi o Kraków czy nie Kraków, nie tylko tam była Dulska, nie tylko tam jest hołota.

Nie wiem czy świr może (w sensie powinien) stawać się piętnem - nie rzecz w tym, że nie jest człowiekiem, ale jego postępki są właśnie nienormalne, więc jeśli chce to niech się biczuje czy tańczy z drzewami (przy wszelkim założeniu, że tańczenie z drzewami nie jest takie głupie, ale jako przykład niestandardowego zachowania).

Znacznie ciekawsze byłoby przeanalizowanie sprawy Gorgonowej.
Ewa Włodek dnia 19.08.2013 09:02
haiker:
takie sprawy - nieludzkiego traktowania żywej istoty, nie ważne, czy z umysłem zmąconym mocno, czy tak sobie - zawsze wzbudzały tanie emocje "gawiedzi". I rzecz nie w nienormalnych postępkach osoby niezrównoważonej psychicznie, bo one nie mogą być "normalne". Rzecz w tym, że w tym konkretnym przypadku, i pewnie w ładnych paru innych też, ludzie, których nikt by nie nazwał świrami (choć może - powinien, kto wie?) zachowali się - nieludzko, więc czy - normalnie? Bo jak nazwać fizyczne i psychiczne udręczenia żywej istoty, nie uzasadnione z żadnego punktu widzenia? Co zaś do owej "świrowatości" tej konkretnej Barbary - to z dokumentacji procesowej wynika, że jej stan przed uwięzieniem mógł rokować unormowanie emocjonalne, gdyby została poddana stosownej terapii w normalnych warunkach. Gdyby, np. została zwolniona z klasztoru i trafiła do lecznicy. Natomiast prawie 30 lat w ciasnym zamknięciu, brudzie, smrodzie z kloaki, praktycznie bez światła i kontaktu z ludźmi doprowadziło ją właśnie do stanu owejż świrowatości - i to także jasno powiedzieli lekarze-konsultanci podczas procesu.
Piętnem stała się nie dlatego, że wariatka, lub doprowadzona do szaleństwa, lecz dlatego, że chyba po raz pierwszy tak na prawdę ujawniono, jak wygląda w praktyce klasztorne "in pace". I że - niestety - bywa stosowane w praktyce, choć średniowiecze minęło jakiś czas temu.
A sprawa Gorgonowej - mocno kontrowersyjna, fakt, i może kiedyś mnie zainspiruje, tym bardziej, że finał miała właśnie przed sądem w Krakowie, a wyrok odsiadywała piękna Rita u św. Michała. A co do "gawiedzi" - tu dopiero miała używanie!
Dziękuję Ci za wgląd, za ofiarowany czas i za refleksje, którymi zechciałeś się ze mną podzielić. Pozdrawiam serdecznie, z uśmiechem, Ewa
Ewa Włodek dnia 19.08.2013 09:43
ara:
tylko, że ta przeszłość - nie zawsze jest jasna i piękna, Aro, niestety...Cieszę się, że Cię zainteresowałam, dziękuję Ci ślicznie za to, ze wstąpiłaś, dałaś mi chwilkę i powiedziałaś dobre słowo. Serdeczność z uśmiechami posyłam, Ewa
abirecka dnia 19.08.2013 10:02
Dokładam następny wiersz do krakowskich strof "Ewy Włodek" :)
januszek dnia 19.08.2013 10:36
I znowu coś, o czym nie wiedziałem, dzięki :)
Marek Bałachowski dnia 19.08.2013 11:14
Gratulacje.
Ewka64 dnia 19.08.2013 12:50
Nie znałam tej sprawy,)
pisz swoje wrażliwce,Ewuś,)
bez nich swiat byłby uboższy,)
pozdrawiam serdecznie,Ewa.
IRGA dnia 19.08.2013 13:39
Podoba mi się. Forma wiersza adekwatna do podjętej tematyki. Pozdrawiam. Irga
Ewa Włodek dnia 19.08.2013 15:43
abirecka:
oj, Nelu, uzbiera się chyba tego Krakowa...Dziękuję Ci, Nelu, ślicznie, za to, że jesteś, ze poczytałaś i powiedziałaś miłe słowo. Moc serdeczności z uśmiechami posyłam do ciebie, Ewa

januszek:
ano, Januszku, zawsze się przecież czegoś dowiadujemy...Bardzo się cieszę z Ciebie u siebie, dziękuję Ci bardzo za to i za dobre słowo, pozdrowionka z uśmiechami posyłam, Ewa

Marek Bałachowski:
przyjmuje je, marku, wdzięcznie, dziękuję za nie i za to, że wstąpiłeś i znalazłeś chwilkę dla mojego słowa. Samo serdeczne posyłam Tobie, dygając z uśmiechem, Ewa

Ewka64:
nie dziw się Ewo, że jej nie znałaś, bo tak na prawdę to w Polsce było o niej raczej cicho (nie licząc Krakowa) jako że temat - sama widzisz jego - że tak powiem - "wagomiar"...Bardzo się cieszę, że znalazłaś u mnie coś dla Siebie, dziękuję Ci ślicznie za wizytkę, za dany czas i za mile słowa. Pozdrawiam najcieplej, z uśmiechem, Ewa

IRGA:
to dla mnie bardzo krzepiące, IRGO, że Ci się spodobał wiersz, zważywszy, że nie jest to najmilszy i najwdzęczniejszy z tematów...Tym bardziej pięknie Ci dziękuję za odwiedziny, za podarowane chwile i za życzliwą cenzurkę. Moc serdeczności z uśmiechami posyłam Tobie, Ewa
haiker dnia 19.08.2013 16:56
Tak, to bardzo spektakularne, 30 lat w zamknięciu.
ALE:
- skoro było tak okropnie to jakim cudem przeżyła tyle lat?
- w połowie XIX w. większość ludzi żyła w ciemnościach, wilgotnych pomieszczeniach, cuchnących itp.
- w każdym mieście nawet obecnie znajdziesz miejsca gdy takie osoby krzyczą - co więcej, krzyk nie zawsze oznacza cierpienie, może oznaczać utratę kontroli.
- jaka była alternatywa dla zajęcia się osobą z chorobą psychiczną (farmakologia to dopiero wiek później, a w pierwszej połowie XX w. były takie hocki-klocki jak lobotomia (znana choćby z Lotu nad kukułczym gniazdem), czy zarażanie bodaj malarią albo kiłą.
- cała gama zachowań związanych ze życiem w zakonie, czy szerzej, w zbiorowości duchownych - myślę o umartwianiu się i zadawaniu sobie cierpień; chyba JP2 (nie jestem pewien) pod na przełomie XX i XXI wieku biczował się.

Biorąc to pod uwagę wówczas sytuacja ten pani nie była aż tak niezwykła. Poezja powinna zejść trochę głębiej niż Fakt. To, że wykorzystano do negowania istnienia państwa Włochy jako kościelnego nie znaczy, że był to dobry argument.

Tottentanzt sugerowałby na niewykorzystany w pełni wątek chorób i religijności, z tańcem św. Wita na czele.
Ewa Włodek dnia 19.08.2013 19:30
haiker:
względem Twoich "ale":
- na pytanie, jakim cudem przeżyła tyle lat w takich warunkach to ja Tobie nie odpowiem, ale fakt jest faktem, że dokumenty mówią, co mówią, w końcu odbyły się - pomijając dochodzenie - dwie sesje sądowe, na których nikt nie zakwestionował jakości tych dokumentów.
- warunki życia w XIX wieku, i wcześniej, a i teraz - bywają, tu rację masz, ale inną jest kwestią mieszkanie w takich warunkach, ale z możliwością wyjścia na powietrze, umycia się jako-tako, zajęcia się pracą, czy kontaktów międzyludzkich, a co innego przebywanie w takich warunkach bez nawet minimalnej możliwości odmiany, zgodzisz się ze mną?
- ja nie twierdzę, że w takich warunkach tylko ona jedna krzyczała, to oczywiste, że krzyk - jest w większości przypadków - protestem, i mnóstwo ludzi krzyczy, by wykrzyczeć swój sprzeciw.
- alternatywa zajęcia się osobą chorą na terenie klasztoru -ano, mogłaby być mniej więcej taka, jak w domu czy szpitalu, a jak było w tym miejscu kilkanaście współsióstr - to przecież rozpisanie dyżurów przy chorej nie powinno być szczególnym "problemem technicznym", a pielęgnowanie chorych i niesienie im ulgi w cierpieniu nie powinno być niczym dziwnym dla osób, deklarujących miłosierdzie. Nota bene czytałam kiedyś fragmenty wspomnień jednej naszej bardzo znanej zakonnicy (chorej na gruźlicę), która zapisała, że cały czas leżała sama, w gorączce, spragniona, i tak sobie myślała, że nie powinno się omijać celi, w której lży chora siostra. Może to coś znaczy, może - nic, nie znam w końcu specyfiki życia monastycznego.
- do zakonów wstępują ludzie o - rzekłabym - specyficznej osobowości, a spośród nich też nie każdy jest w stanie znieść to życie. O tym sporo by mógł powiedzieć np. taki mój spokrewniony lekarz, który ma pod Swoją opieką pacjentów i pacjentki z kilku krakowskich klasztorów, ale nie powie, bo Go obowiązuje tajemnica lekarska.

Niezwykłość, czy zwykłość sytuacji Barbary U. - według mnie żadna sytuacja, która poniża godność żywej istoty (bo nawet zwierzę powinno bytować w godnych warunkach, czyli mieć czysto, jasno, ciepło syto, to absolutne minimum-minimorum), nie może być zwykła. I w tym kontekście sytuacja Barbary i wszystkich, którzy się znaleźli w analogicznej sytuacji - była, jest i będzie niezwykła.
A to, że podałam informację o wykorzystaniu sytuacji Barbary jako argumentu przeciwko specyficznej pozycji Państwa Kościelnego - nie miało być z mojej strony żadnym argumentem za poruszeniem tego tematu. To wyłącznie - informacja, a każdy, kto ją przeczyta, Skorzysta z niej, jaz uzna za właściwe. Ja tylko pokazuje drugą stronę medalu, który nazywa się Kraków.

Tottentanz - ano, tu masz sporo racji, Barbara przy swojej chorobie tez ponoć tańczyła, co miało "przeszkadzać" jej współsiostrom, a co podkreślały w zeznaniach. Tymczasem u niektórych osobowości uduchowienie, a więc i uniesienie religijne wyraża się w tańcu. Choć tutaj chciałam też zwrócić uwagę na stan fizyczny Barbary, która w chwili okrycia w celi ważyła 34 kilo, co odnotowano w kartotekach szpitalnych. Więc - jedno przy drugim.

Uśmiech posyłam, Ewa
RokGemino dnia 19.08.2013 20:34
Ewo, i co tu można dodać, jedynie bravissimo
helutta dnia 19.08.2013 22:00
Ciekawie i dramatycznie, nie znałam tej historii.
Miłosierdzie nie było i nie jest rozdzielane sprawiedliwie, dzisiaj także.
ka_rn_ak dnia 19.08.2013 22:18
Witam
to ciekawa historia i dobrze podana. mam jednak dylemat. myślę tu o ostatniej strofie. coś mi zgrzyta. jakby odrywała się od poprzedzających. mam tu na myśli sposób jej zapisania a nie treść(ta jest spójna). wybacz, ale trochę brzmi jak jakiś apel, manifest. zdaję sobie sprawę iż forma wiersza jaką wybrałaś narzuca odpowiednie reguły to sądzę, iż można pomyśleć nad odpowiednio skonstruowaną :

W "Tottentanz" twoje ciało, w myślach - gęsto, mętnie,
jesteś zjawą w strzępach habitu, pod rzęsą żagiew,
niedoszła tajemnica, która stała się piętnem.

ja tu reguł formy wiersza nie zachowałem, uciekam tylko od brzmienia owego "manifestu" jaki pojawił się moim zdaniem w ostatniej strofie

pozdrawiam
PaULA dnia 19.08.2013 22:44
Ewo, a ja sobie tak pomyślałam po lekturze, czy jeśli jest życie pozagrobowe, czy ci wszyscy o których przypominasz są Ci wdzięczni, że nie ginie ich pamięć, czy może źli, że naruszasz ich spokój? Ja jestem za pierwszą wersją.
Pozdrawiam:)
haiker dnia 20.08.2013 08:15
Doczytałem, że jeszcze po uwolnieniu żyła parędziesiąt lat. Może taka cela krzepi?

Analizując jej sytuację milcząco zakładasz, że należały jej się warunki takie jak przeciętnemu mieszkańcowi Krakowa. Otóż, niesłusznie.
Bo równie dobrze mogłabyś współczuć komuś, kto z przyczyn religijnych (czy nawet dowolnych) pości. Albo spędza całe dnie na milczeniu lub modlitwie.
Przykład z zakonnicą chorą na gruźlicę zupełnie nietrafiony - sam bym nie właził za często do pomieszczenia gdzie leży ktoś chory na trudno poddającą się leczeniu chorobę.
Poniżanie? Ponownie - czy trenujący karate poniżają się, bo siedzą na chłodzie, biegają do padania ze zmęczenia itp.? To tak jakby pilot wycieczki w połowie powiedział -sorki, moi drodzy, wprowadziłem was do dżungli, ale dalej radźcie sobie sami. Są śluby zakonne, wcześniej okres próby, nowicjat itp.
A potem klamka zapadła albo uznamy, że to ok, gdy chirurg w połowie operacji może powiedzieć "do widzenia", bo właśnie minęło mu powołanie. Albo rodzice, którzy po roku wychowywania dziecka stwierdzą, że robi strasznie śmierdzące kupy i oni już nie chcą.

Brakuje tutaj właściwego odniesienia, przez co znajduję ten wiersz jako fałszujący realia.
haiker dnia 20.08.2013 08:17
Oczywiście chodziło mi o "trudno poddającą się leczeniu chorobę zakaźną".
Ewa Włodek dnia 20.08.2013 09:33
Jomkobalt:
ooo, tom rada, że zagustowałeś, Jom...Pięknie Ci dziękuję, żeś kuknął, rzucił okiem i dobrym słowem. Moc serdecznego z dygnięciami i uśmiechem posyłam, Ewa

helutta:
nie dziwię się Moniko, że nie znałaś, bo to historia z tych, co się je zamiata pod dywan, analogicznie jak historia Damazego Macocha, przeora paulinów na Jasnej Górze. A z miłosierdziem masz 200 procent racji...Pięknie Ci dziękuję za wizytkę, za ofiarowaną chwilę i za miłe słowo. Pozdrowieńka posyłam liczne z uśmiechem, Ewa

ka_rn_ak:
jak na pewno zauważyłeś, cały wiersz - wyjąwszy pierwszą strofę, która ma funkcję prologu - utrzymałam w konwencji apelatywnej, zwracając się do peelki. Ja nie zauważyłam tu cech manifestu, ale skoro Ty dostrzegłeś, to może być coś na rzeczy. W końcu czytanie autorskie i czytanie Czytelnika - to dwa różne czytania, więc Twoją merytoryczną uwagę jak najbardziej rozważę...Dziękuję Ci, że jesteś, że poczytałeś i podzieliłeś się ze mną mądrym, konstruktywnym słowem. Pozdrawiam najserdeczniej, z uśmiechami, Ewa

PaULA:
oj, Ulu, na razie mnie nie straszą po nocach, więc noże nie są źli?... Ślicznie Ci dziękuję za odwiedzinki, za dany czas i za serdeczne słowo, ja sama bym o tym nie pomyślała, przyznam. Pozdrawiam najcieplej, z uśmiechami, Ewa
Ewa Włodek dnia 20.08.2013 09:53
haiker:
- analizując jej sytuację milcząco nie milcząco zakładam, że należały jej się takie same warunki, jak wszystkim innym mieszkankom klasztory Panien Karmelitanek przy ul. Kopernika w Krakowie w tamtych czasach. Jak wszystkie we w miarę jasnych, suchy i ciepłych celach o chlebie i wodzie raz na dzień - to wszystkie. Jak wszystkie w zimnych, ciemnych i cuchnących, z kacheksją circa 34 kilo żywej wagi - to wszystkie.
Jeśli ktoś dobrowolnie, bez względu na wzgląd, pości, milczy, umartwia się i tak dalej - to jego sprawa i w każdej chwili może zrezygnować. Jeśli ktoś jest w takich-to-a-takich warunkach pod rygorem - aaa, to już inna sprawa, więc tu chyba - nie trafiłeś z argumentem?
- przykład z zakonnica chorą na gruźlicę - to akurat "wagomiar" zbliżony do tego z Barbarą - jeśli jej współsiostry bały się zarazków, mogły ja powierzyć szpitalowi z oddziałem chorób zakaźnych, gdzie by ją obsłużyły szarytki bądź pielęgniarki cywilne, a nie zostawiać w klasztorze.
- poniżanie: nie nie uważam, że karatecy się poniżają, siedząc w chłodzie i biegając do upadu (podczas moich treningów dżudo nie siedziałam na chłodzie i nie biegałam do upadłego, i nie słyszałam o podobnych praktykach wśród karateków, ale dla porządku wypytam na okoliczność jednego takiego z danem), bo robią to na własne życzenie i zawsze mogą powiedzieć "pas". Jeśli ktoś to robi pod przymusem i nie ma możliwości protestu ani przerwania - aaa, to już inna bajka, więc i przykład chyba nie przystaje?
- co do powołania - to, daruj, ale Twój przykład z lekarzem w tym kontekście - to kula w płot, choć - spektakularny. To całkiem różne rzeczywistości i nie ma między nimi żadnego porównania. Sala operacyjna i hipotetyczne fochy medyka - a inkarcerowanie kobiety - dajże spokój!
- wiersz fałszuje realia, powiadasz? No, to jest więcej takich tekstów, fałszujących realia, choćby ten: "(...)dostrzeżono istotę żywą, bez najmniejszego okrycia, skuloną w kuczki. Istota ta podniosła się z ziemi, okazała się być, jak powyżej powiedziano, naga, brudna, głowa ostrzyżona krótko, ciało zaś przedstawiało istny szkielet (...)" - akta c.k. Sądu Krajowego Karnego w Krakowie.

Dziękuję Ci za dyskusję, zawsze rozwija. Pozdrawiam serdecznie, Ewa
haiker dnia 20.08.2013 13:01
Już ostatnie kamyczki do dyskusji - bo sądzę, że ciekawsze byłoby przeanalizowanie w wierszu jaką siłę mają słowa w relacjach.

Bowiem:
co miały zrobić mniszki? skoro zachowywała się inaczej, nie pasując do wymogów (np. rozbijała sprzęty, wywalała innym talerze, nękała)? Trzymać w celach mnisich chyba nie dało rady, bo dezorganizowała wszystko, a dodatkowo może demon w nią wstąpił?
Wyrzucić z klasztoru? Ale gdzie pójdzie i w jakie warunki? Naprawdę znalazłby się ktoś kto zająłby się wyrzuconą mniszką? No i ta opinia, że klasztor wyrzucił na pastwę losu swoją członkinię.
Czym wreszcie różni się ta cela od pobytu w szpitalu psychiatrycznym w XIX w.? Poczytaj trochę o realiach tamtych czasów, nie są jakoś różne od tej ciemnej celi. Nie jestem zachwycony pobytem w ciemnym pomieszczeniu kogoś, ale nie widzę jasnej alternatywy gdy weźmie się pod uwagę w/w uwarunkowania.

Specjalnie użyłem słów o nękaniu, wyrzucaniu, bo takie słowa mają znaczenie. Dlatego przytoczony przez ciebie fragment z zapisu sądowego używa mocnych słów. Zresztą prawnik pisze takie kwieciste teksty pod publiczkę, tj. żeby klient widział, że jego pełnomocnik się stara i mówi mocno. Sam prawnik wie, że sąd wie, że to obudowa, i że chodzi w rzeczywistości o przytoczone argumenty. W Polsce nie ma ławy przysięgłych, gdzie można odgrywać teatrzyk, ale już np. dziennikarze się na to łapią.

Poczytaj współczesne mowy prokuratorów czy adwokatów, drobna kradzież to gwałt na zdrowym ciele społeczeństwa itp. I na to zwracałem uwagę - nie wierz aż tak bardzo w użyte słowa. Przywołam jeszcze słynny eksperyment, gdy kazano uczestnikom oszacować prędkość samochodu na filmie. Były dwie grupy, jedna miała odpowiedzieć na pytanie "z jaką prędkością jedzie samochód" a druga na "z jaką prędkością pędzi samochód". Oczywiście film był ten sam w obu przypadkach, ale grupa odpowiadająca na drugie pytanie podawała wyższą prędkość!
Przytoczony przez ciebie fragment z akt mógłby - trzymają wszystkie proporcje - opisywać ascetycznego zakonnika.
Przykład z lekarzem kulą w płot? Dlaczego? To jest istotny problem prawny, gdy lekarz na kontrakcie np. od 8 do 13 w szpitalu asystuje do operacji, zbliża się 13 i formalnie może powiedzieć, że właśnie skończył, a reszcie życzy powodzenia, ale musi iść, by zdążyć do innego miejsca, gdzie leczy od 13.30. Zatrzymanie go byłoby takim samym gwałtem jak trzymanie mniszki w zamknięciu. Szczególnie gdy szedłby pomóc innym pacjentom, a nie do kina. Więc nie mówimy o fochach.

Jeśli cię to nie przekonuje to prześledź ewolucję większego "newsa" - np. słynnej matki z Sosnowca. Jakie bieguny interpretacji się pojawiały - mówię o pierwszych 2-3 tygodniach. To jest to samo, wybrana interpretacja, ale próba wrzucenia wniosków jakby to nie była interpretacja, ale jedynie obowiązująca prawda.
Ewa Włodek dnia 20.08.2013 19:20
haiker:
- no, skoro to był demon, to biedne mniszki nic nie mogły na demona! Nic, a nic! No, może zabić delikwentkę. Czasem to nawet takie szybkie i sprawne zabicie wydaje się korzystniejsze dla delikwenta, bo nie powiem - bardziej ludzkie.
Co do opieki chorą poza klasztorem - Barbara miała rodzinę, z którą władze klasztoru korespondowały w przedmiocie jej choroby i zapewniały, że jest pod najlepszą, najtroskliwszą opieką.
Zaś w kwestii przeniesienia chorej Barbary do szpitala do czasu uzyskania poprawy jej zdrowia - to lekarze opiekujący się zakonnicami proponowali taką opcję, ale władze klasztoru, w tym generał zakonu, nie zgodzili się, na co są w aktach procesowych stosowne dokumenty, nieco inne w wymowie od protokołów z oględzin miejsca i osoby.
- co do mów adwokackich - to fragment, który przytoczyłam oczko wyżej, a który - jak sugerujesz, był tworem pod publiczkę - nie jest autorstwa żadnego prawnika, tylko raportem jednego z policjantów, którzy, w asystencji duchownego, wydelegowanego przez ówczesnego gospodarza diecezji krakowskiej - zostali skierowani do klasztoru celem zbadania zasadności skargi w przedmiocie "zamurowanej zakonnicy". Przy tej czynności nie uczestniczył żaden dziennikarz. W ogóle prasa nie bardzo miała dostęp do dokumentów, nie mogła się kontaktować z Barbarą a ni innymi osobami związanymi ze sprawą, a proces odbywał się bez udziału publiczności. Stąd relatywnie słaba "częstotliwość" tematu w prasie miejscowej, w przeciwieństwie do zagranicznej.
- lekarz - no, nie! Piętro wyżej mówiłeś o "powołaniu", a konkretnie o odejściu lekarza od stołu zabiegowego, "bo w zapisów właśnie minęło mu powołanie"! A teraz podnosisz kwestie prawne, zapisów kontraktowych, i tak dalej! No - daruj - ale to dwie zupełnie różne kategorie.
- siła słowa - ano, jest gigantyczna, i w pozytywną stronę, i w negatywną. To bezdyskusyjne. Jako podsumowanie potraktujmy słowo Tomkowicza, historyka Krakowa i krewnego ówczesnej przeoryszy klasztoru, napisane jakieś 40 lat po fakcie: "(...) zbrodni nie było, nawet nie było przekroczenia, nie było cienia złej woli (...)". Ech, parole, parole, parole...
Uśmiechy posyłam, Ewa
haiker dnia 20.08.2013 20:21
Na demona nie poradzisz, a już na pewno nie poza uświęconym miejscem.

Rodzina przez ponad 20 lat nie odwiedziła jej ani razu? Gdzie mieszkali - w Australii?

Podałem adwokata i prokuratora jako przykład, równie dobrze może to być strażnik miejski, pracownik opieki społecznej czy radny - zatroskani w słowach. Rozumiem, że zakładasz, że to co pisze policjant to obiektywizm nad obiektywizmy. Akurat to pogląd mający średnie uzasadnienie w realu, dominuje pisanie pod oczekiwaną wersję (wypadek - nadmierna prędkość, konkubent - przemoc domowa, czyli "bo każdy pijak to złodziej").

Powołanie lekarza a przepisy prawa - one się nie wykluczają. Rzecz w tym, że jeśli się czegoś chce od lekarza (czy pielęgniarki) to mówi się o powołaniu. Jeśli medyk coś chce to mu się mówi o przepisach - to skutki wpojenia w społeczeństwo tzw. służebnego charakteru opieki medycznej - nota bene mnóstwo ludzi nadal mówi o "służbie zdrowia" zamiast poprawnie "opieka medyczna". Wcześniej jeszcze opieka medyczna zinstytucjonalizowana oparta była na kościołach czy klasztorach, i miała charakter przytułków. Uważasz, że lekarzowi nie może minąć powołanie? Może, i wtedy trzeba spojrzeć z prawnego punktu widzenia. Zresztą, odejście od stołu operacyjnego w drugim przykładzie, bo skończył się czas pracy nie wynika z utraty powołania, ale właśnie z końca czasu - więc to są różne przykłady, mimo, że oba przy stole.

No właśnie: czy szekspirowsko, czy dalidowsko można powiedzieć, że to są słowa. Gdy czytam relacje z pierwszych dni sprawy (w sensie newsa, nie procesu) matki z Sosnowca to widzę inny obraz niż parę dni, tygodni później. Gawiedź jednego dnia biegnie za tą wersją, potem za drugą. Cała sztuka polega na znalezieniu potwierdzalnych faktów. To zazwyczaj robią sędziowie w sądach, i muszą być cholernie odporni na media i plebs, którzy wywierają mocne naciski ferując wyroki, a potem z oburzeniem pytając, jak można wypuścić mordercę albo, dla odmiany, skazać niewinnego.

Dlatego cały czas ta opowieść mieści się przy matce z Sosnowca. I nie jest ważne co czas pokaże - ważne jest co się mówi i jak się mówi. Przecież końcówka opowieści o Barbarze Ubryk mogłaby brzmieć tak:

I tańczyłam dzień i noc, bo widziałam boga
a bogu podobało się jak tańczę.
Zabrali mi komnatę, zgasili światło.

Zostały mi pastwiska, po których
już nie błądzę. Oni mnie nie rozumieją
śmieją, nawet nie odwiedzą.

W moim duchu światło i muzyka niebios.
Nawet za sto lat, lub sto i pięćdziesiąt
nie zrozumieją, że to wrota do raju.
Szatan ich odwiedzie horrorem procesu
i na manowce drogowskazy wstawi.
Ewa Włodek dnia 20.08.2013 21:14
haiker:
- demon, to demon, nawet w uświęconym miejscu, znam bardzo fajną bajeczkę o pewnym bezgrzesznym, który nigdy nie był w uświęconym miejscu, a jak raz poszedł - to zaraz zgrzeszył, bo się obśmiał z diabła, którego tam zobaczył. Ale opowiem Ci innym razem.
- rodzina jej nie odwiedziła nigdy - bo to jest zakon o najostrzejszej regule, zakonnica, która tam wejdzie, nie może już utrzymywać kontaktów z tak zwanym światem, nawet z rodziną. Więc odwiedziny - wykluczone. Nie jestem mocna w temacie i nie wiem, czy do tak zwanego dziś nie rozluźniono nieco reguły, ale obawiam się, ze nie. Jako ciekawostka: te konkretne karmelitanki poza klasztor wyszły jeden, jedyny raz, przy pierwszej wizycie Jana Pawla II w Polsce, i bardzo egzotycznie prezentowały się na krakowskich Błoniach z twarzami zasłoniętymi welonami. Podczas innych wizyt - już nie wychodziły.
- znów pudło! Wcale nie zakładam nadnaturalnego obiektywizmu tego policjanta czy całej grupy policjantów wespół z delegatem biskupa. Jak również reakcji samego biskupa, który się osobiście pofatygował, żeby "organoleptycznie" stwierdzić, czy to, co piszą w raporcie policyjnym jakoś ma się do rzeczywistości. I zareagował: "Furie!", strasząc mniszki anatemą.
- powołanie - lekarskie, duchowne i jakie sobie wyobrazimy. Ono jest, bywa, albo go nie ma. W każdym z tych "fachów" są ludzie, którzy o powołaniu co najwyżej czytali lub słyszeli i wiedzą, że gdzieś się zdarza. Pewnie,m że jeśli jest, to nie wyklucza postępowania zgodnie z prawem, a jeśli go nie ma - to tez nie wyklucza, bo "dura lex, sed lex", no nie? A minąć może wszystko, powołanie też, ale dopóki taki, co to mu powołanie minęło, jest porządnym człowiekiem, to może nie jest tak źle? A że to są dwa różne przykłady - toż przecież to mówiłam, tak?
- gawiedź - to gawiedź, i tak się zachowuje. Czy wiesz, że po ujawnieniu Barbary i jej sytuacji, w Krakowie były przez parę dni ostre rozruchy, próbowano demolować klasztory (których było wtedy 21 na 50 tysięcy mieszkańców), dopiero wojsko (festung Krakau) opanowało sytuację, ale też specyficznie: kordony wojska stały biernie, wyłącznie blokując "tumultantom" dostęp do atakowanych obiektów. Poza tym żaden żołnierz nie ruszył palcem, a zauważ, że to byli nie tylko Polscy z Krakowa, to byli Austriacy, Czesi, Węgrzy, Serbowie, i tak dalej, wszak to była c.k.Austria.
Co do sędziów - ano, z tym bywa różnie, nieraz dają się "zwariować" opinii publicznej czy innym naciskom, tutaj też było podejrzenie, że na szybkie zamknięcie sprawy Barbary miały wpływ naciski środowisk klerykalnych na sędziów. No, nie wiem, tego już teraz nie rozstrzygniemy.
- ta opowieść może przez jakiś czas mieściła się przy "matce z Sosnowca", zważywszy na tumult opowiadań, nowel, sztuk teatralnych, i inszych pozycji literatury, nie koniecznie tej najwyższych lotów. Rzetelnego opracowanie na razie się nie doczekała, gdyż przez jakiś czas dokumentacja procesowa znajdowała się w krakowskim konsystorzu, gdzie trafił na nią będący tam asesorem Harbut, który w okresie międzywojennym pierwszy wspomniał o szczegółach sprawy w swojej książce o ówczesnym Krakowie. Szkoda, że nie zamieścił żadnej bibliografii, choć fotokopie niektórych dokumentów włączył do książki. Całkiem sensownie, choć skrótowo i wyłącznie pod katem litery prawa, temat został opracowany w latach 80-tych.

Twój wiersz:
mnie bardzo zakonweniował. Nawet nie przypuszczasz, jak bardzo (jest dopełnieniem tego, o czym napisałam - ja - od strony, że tak rzeknę, fizycznej, Ty - od strony duchowej). Między innymi dlatego, że Barbara miała niekłamane, bardzo mocne powołanie, koniecznie chciała być zakonnicą, starała się o przyjęcie do zgromadzenia Wizytek w Warszawie, ale zwolniono ją z nowicjatu ze względu na stan zdrowia. Więc przyjechała do Krakowa i ufiksowała się na Karmelitanki. I miała, co miała...
Pozdrawiam serdecznie, Ewa
Janina dnia 21.08.2013 21:28
Bardzo mnie zaciekawiłaś Ewo tym pięknym wierszem. Pozdrawiam serdecznie.
Ewa Włodek dnia 22.08.2013 19:58
Janina:
ooo, to się cieszę, Janino, zważywszy na specyfikę tematyki...Dziękuję Ci ślicznie za to, że wstąpiłaś, że dałaś wierszowi Swój czas i za serdeczne słowo. Pozdrawiam Cię ciepło, z uśmiechem, Ewa
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Pajacyk
[www.pajacyk.pl]
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Aktualności
XVIII OkP o "Cisową ...
V edycja OKP im. K. ...
poezja_org
Spotkanie Noworoczne
Nagroda Literacka m....
VII OKL im. Bolesław...
XVIII Konkurs Liter...
Zaduszki literackie
U mnie leczenie szpi...
XXIX OKL Twórczości ...
Użytkownicy
Gości Online: 5
Brak Użytkowników Online

Zarejestrowanych Użytkowników: 6 438
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: Notopech

nie ponosimy żadnej odpowiedzialności za treść wpisów
dokonywanych przez gości i użytkowników serwisu

PRAWA AUTORSKIE ZASTRZEŻONE

copyright © korgo sp. z o.o.
witryna jako całość i poszczególne jej fragmenty podlegają ochronie w myśl prawa autorskiego
wykorzystywanie bez zgody właściciela całości lub fragmentów serwisu jest zabronione
serwis powstał wg pomysłu Piotra Kontka i Leszka Kolczyńskiego

67187812 Unikalnych wizyt

Powered by PHP-Fusion v6.01.7 © 2003-2005