|
Nawigacja |
|
|
Wątki na Forum |
|
|
Ostatnio dodane Wiersze |
|
|
|
Wiersz - tytuł: Wiersz terminalny |
|
|
Vilcacora naprawdę leczy. Do tego:
- pestki moreli,
- eliksir życia z jujubą,
- syrop klonowy,
- soda oczyszczona (wlewki
doodbytnicze),
- trzy razy dziennie ściskanie kulek od Chińczyka,
- afirmacje, medytacje, sranie w banię.
Gdzieś pod Poznaniem
pewien profesor czyni cuda.
Ale to tajemnica. Bo wiesz, zmowa
koncernów i klinik, itepe.
Przyda się też szeptun, znam takiego,
struga świątki i uprawia wiesiołek. Okadzi,
doradzi, nie zdradzi. Wahadełko wiruje nad łóżkiem,
nad butelką mineralnej, nad spoconym karkiem.
Pamiętaj, na detoksie nie wolno cukru, soli,
spermy i chemii gospodarczej.
To wina grzybów, albo radiacji, albo
laleczki voo doo. Tylko najważniejsze, nie poddawaj się
i nie trać nadziei.
W razie czego przywiążemy do łóżka
i wetkniemy w usta ostrą papryczkę,
a drugą
od tyłu.
Zawieziemy, załatwimy, zrzucimy się, wymodlimy, wesprzemy, zaklniemy
(nie)zdrowo.
Jesteśmy z tobą, o każdej porze, przy tobie, nad tobą, pod tobą, za tobą, przed tobą
i w tobie.
Brygada antykryzysowa.
A przecież tu chodzi zaledwie
o ten jeden moment, gdy
w lampionie wymienia się
świeczkę. Nie chcę utkwić
światu między zębami
rozdętym brzuchem. Spierdalam stąd
po prostu, jakby ktoś nie rozumiał
aluzji.
Zadrutuję za sobą furtkę,
niech mnie wezmą diabli
bez świadków.
Dodane przez Gloinnen
dnia 20.08.2013 03:28 ˇ
14 Komentarzy ·
765 Czytań ·
|
|
|
|
|
|
Komentarze |
|
|
dnia 20.08.2013 05:20
Praca słodko wręcz ocieka słonawą spermą. Cenną poradę na temat detoksu, zabieram ze sobą, wtykając ją sobie przedtem głęboko od tyłu... do serca. |
dnia 20.08.2013 05:44
Gdzieś między walką o życie a uporczywą terapią. Pomiędzy bezkrytycznym dmuchaniem lalki a uszanowaniem ostatniego oddechu.
Przerost pierwszej części, o jakieś 2/3. Jeśli tak długie lub prawie takie to bardziej w formie litanii, zawodzenia płaczek.
Dobre utknięcie rozdętym brzuchem między zębami.
Nie wiem czy bym nie uzupełnił o okrutność typu:
wstrzymujcie mnie tutaj, wstrzymujcie
ja wam również przytrzymam drzwi
gdy już będę po tamtej stronie |
dnia 20.08.2013 08:30
sarkastycznie - lubię;
I tylko jeszcze nie wiem (poczytam więcej), czy sarkazm dotyczy tego kurczowego trzymania się kosmicznego sznurka, czy... wyzwolenia. |
dnia 20.08.2013 12:05
Śmierć to kurwa, cholernie przekonująca niekiedy. Ten wiersz, sprawny niewątpliwie, zdaje się stręczycielem.
A to historia takiej "brygady antykryzysowej"
http://www.youtube.com/watch?v=4Ffqoam242A |
dnia 20.08.2013 12:42
Terminalny więc ekstremalny - mocny, w każdym tego słowa znaczeniu - wiersz. Taki wyszedł. I takim go widzę. Przywodzi na myśl terapię, jakiegoś niemal beznadziejnego co do rokowań, onkologicznego przypadku. Walka o życie uporczywie przeplata się z walką o godność. Brygada antykryzysowa ma dobre chęci. Z gatunku tych, którymi w końcu peelce piekło się brukuje. Twój wiersz wywarł na mnie spore wrażenie. |
dnia 20.08.2013 13:23
Dobre, drażniące.
Trudno czasem wyczuć granicę, za którą ratowanie życia nie jest już przejawem miłości.
Pozdrawiam. |
dnia 20.08.2013 16:18
hmm, człowiek w stanie terminalnym, w zasadzie wiadomo, że coraz bliżej mu na tamtą stronę, a tu tyle propozycji, by podtrzymać to uchodzące życie. jedni - korzystają, inni - wolą wersje z części zapisanej kursywą, a szczególnie z ostatnich trzech wersów....Do mnie przemówił, chyba właśnie przez kontrast obu części. Pozdrawiam serdecznie, Ewa |
dnia 20.08.2013 20:27
Wszyscy walczą o życie, poszukują złotego środka, jedynie zainteresowany nie chce "być"na siłę. Tak odbieram, a przekaz i pomysł świetny. Pozdrawiam:) |
dnia 21.08.2013 09:07
-:)))
odbieram to jak zasłużony paszkwil na służbę zdrowia
pozdrawiam -:))) |
dnia 21.08.2013 11:57
wiersz mocny i dosłowny... widocznie miał powstać więc powstał - pozdrawiam Autora i życzę każdemu dużo zdrowia |
dnia 21.08.2013 21:19
Dziękuję wszystkim.
Haiker,
pierwsza część celowo wydłużona, żeby właśnie podkreślić uporczywość i namolność, czytelnik ma razem z peelem doznać odruchu wymiotnego i krzyknąć - już dosyć! Znam z obserwacji, ale także i z autopsji sytuację ludzi nieuleczalnie chorych; może jestem obrazoburcza w tym, co mówię, ale najlepszą rzeczą, jaką w takiej sytuacji można naprawdę dla nich zrobić, to pozwolić się wyciszyć, przygotować do ostatniej drogi, odnaleźć spokój, przemyśleć sens - bo nic nie dzieje się - do samego końca (a nawet i dalej) - przypadkowo i bez celu. Zadręczanie terapiami, cudami, wymysłami szarlatanów wszelkiej maści, duchowe pseudowspieranie za wszelką cenę - chyba przede wszystkim "robi dobrze" opisanej w wierszu brygadzie antykryzysowej. Nie wiem, czy sam chory nie ma czasem "dość"... Trudno mi się postawić w sytuacji peela, ale ja chyba bym miała. Stąd taka idea. Pozwólcie mi odejść - i to nawet nie o uporczywą terapię chodzi (i o jej zaniechanie, gdy trzeba), ale o możliwość wejścia w tajemnicę śmierci bez lęku, bez miotania się, bez histerii. Cokolwiek by to znaczyło.
Sykomoro, w świetle powyższego - nie mogę się z Tobą zgodzić. Śmierć nie jest dla mnie, z całym należnym, kurwą. Abstrahując od złożoności zagadnienia - to jest chyba najgorszy punkt wyjścia, z jakiego startujemy do człowieka nieuleczalnie, śmiertelnie chorego. To dlatego, że przenosimy własne fobie, własną panikę, własną niezgodę na umieranie na tę osobę. Stąd właśnie powstaje cały łańcuch: oszukiwanie, łudzenie, bombardowanie znachorskimi sztuczkami, ekspansywne - jak to dobrze określił haiker - dmuchanie lalki. Może tak jest łatwiej. Może w ten sposób bandażujemy głównie własne sumienie. Bo umierający chory potrzebuje chyba czegoś innego. Zaakceptowania tej "wymiany świeczki", otworzenia się na perspektywę "przejścia".
Drażni mnie, irytuje "dobroczynność", która ma na celu odsuwanie w czasie tego procesu, albo jego zanegowanie.
Tym bardziej, że (pragmatycznie rzecz ujmując) opiera się ona na piramidalnych mistyfikacjach. Żaden szarlatan, żaden oszust nie ponosi za nic odpowiedzialności. Wmawiają, że na raka pomaga bógwieco, picie sików, chińskie zielsko albo inne cuda na kiju. Bo co szkodzi walenie podobnej ściemy? Jak delikwent umrze, to przecież nie można mieć do nikogo zażaleń, skoro nawet lekarze byli bezradni. I tak kasę się trzepie na naiwnych chorych, a przede wszystkim na ich bliskich, którzy dla własnego psychicznego komfortu muszą"wetknąć tę ostrą papryczkę" gdzie wlezie, bo nie wolno tracić nadziei.
Oby jak najdalej od tego, co w danej sytuacji najważniejsze, najistotniejsze. Przeprowadzenie przez sprawy ostateczne. Otworzenie okien, wpuszczenie wiatru i światła. Bo nic nie można zrobić ponad to.
I nie opieram tych teorii na jakimś wyidealizowanym, wydumanym widzimisię, ale na wielu przykładach z życia, także mojego.
Owszem, cuda się zdarzają, ale na pewno nie dlatego, że jakaś grupka ludzi będzie kogoś poić zupką życia albo wozić po znachorach. Nawet w autosugestię mało wierzę. U źródła cudu również musi być jakaś celowość, praprzyczyna, o której nic nie wiemy. Jakieś ukryte "dlatego że", pozostające poza naszym życzeniowym i egocentrycznym myśleniem. |
dnia 23.08.2013 23:23
Przepraszam. Nie podoba ani wiersz, ani wywód zawarty w Twoim komentarzu. Być może się mylę, jednak mam wrażenie że znacząco spłycasz odczucia towarzyszące śmierci kogoś bliskiego. Niewątpliwie sprawnie obracasz słowem (co widać zwłaszcza po komentarzu); lecz mimo to wydaje mi się, iż rozmijasz się z sednem sprawy próbując niejako przeintelektualizować, przegadać zjawisko śmierci. A to zawsze było, jest i pozostanie błędem.
Wszelako istnieje duże prawdopodobieństwo, że się mylę. Tak czy inaczej, pozdrawiam serdecznie :) |
dnia 24.08.2013 17:22
Jacdyb,
Czy przeintelektualizować, to bym się raczej nie zgodziła... Ale dla mnie (tj. podług mojego światopoglądu) śmierć - po pierwsze nie jest końcem, po drugie, nie jest czymś strasznym.
Gdy ktoś bliski odchodzi - kogo jest nam, w gruncie rzeczy, żal? Osoby, która umarła, czy nas samych (pozostawionych z poczuciem braku, z tęsknotą, itd.)?
Każdy oczywiście powie - biedny X., bo już nie żyje. (Przepraszam za uproszczenie). Ale jak na to patrzymy? Z perspektywy żyjących. A co wiemy o śmierci? Skąd wiemy, że umrzeć - to znaczy koniec? Że nie ma dalszego ciągu? Że to coś złego dla człowieka?
Nic w gruncie rzeczy nie wiemy. Dlatego nasze okołośmiertne histerie są bardzo dziecinne (raz), a dwa - właśnie egocentryczne.
Według mnie, jeżeli coś możemy zrobić dla kogoś, kto naprawdę jest terminalnie chory - to na pewno nie uporczywie wmawiać, że np. w hospicjum znalazł się tylko "na razie", że pomoże mu ściskanie magicznych kulek albo inne gusła. Należy natomiast pomóc mu pozbyć się lęku.
Nie wiem, czy jest to "spłycanie". Może, jeśli chodzi o sam tekst - tak, bo trudno w jednym wierszu opisać i przeanalizować złożoność zjawiska śmierci i wszystkie możliwe wobec niej postawy ludzkie.
Ale oczywiście każdy może mieć swoje zdanie. |
dnia 25.08.2013 19:02
:-) |
|
|
|
|
|
|
Dodaj komentarz |
|
|
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
|
|
|
|
|
|
|
Pajacyk |
|
|
Logowanie |
|
|
Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem? Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.
Zapomniane hasło? Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
|
|
|
|
|
|
Aktualności |
|
|
Użytkownicy |
|
|
Gości Online: 34
Brak Użytkowników Online
Zarejestrowanych Użytkowników: 6 439
Nieaktywowani Użytkownicy: 0
Najnowszy Użytkownik: chimi
|
|
|
|
|
|