Jednak coś zgasło. W kącie wciąż gra zapomniany
walc, kołysząc marzeniami; strzępy sensów.
Przyszedł czas odjazdu w ciemność i chłód,
w zwoje z nazwami miast, co brzmią jak prawdziwe.
Widzę łódź, wywiedzioną z rozkoszy gościnnego
życia, właśnie mnie zabiera. Powinienem zbadać
inkoherencję jej kierunku i wrócić pewnego dnia,
przez rozdarte rubinowe zasłony, aby zmierzch nadał
mojemu imieniu niecodzienne znaczenie.
Wtedy i dopiero wtedy zacznie się czerpanie
zysków z końca, i gest ptaka odlatującego
w wyjątkowo lepsze miejsce na tyle ważkie,
w jakim istotna byłaby uskrzydlona
bogini przy moim boku.
Dodane przez stanley
dnia 26.01.2015 18:54 ˇ
9 Komentarzy ·
717 Czytań ·
|